Wiele osób mówiło mi, że Uncharted 2 to najlepsza gra, w jaką w życiu grali, a ja się nie mogłem doczekać, aż położę na niej swoje łapki, żeby wyprowadzić ich z błędu! Powiedzieć: Nie, wcale nie, to dobra gra, ale nie aż tak wybitna jak mówicie! Naprawdę tak chciałem.

Ale się po prostu nie da.

Recenzje czytaliście na rozmaitych serwisach już wszyscy, a ja jedyne co mogę zrobić, to podsumować je. Uncharted 2 to wyciągnięte najlepsze akcje ze wszystkich filmów o niejakim Indianie J., ze wszystkich gier i filmów o niejakiej Larze C., a następnie zebrane wszystkie do kupy, obudowane wspaniałym scenariuszem i rozbudowane w taki sposób, żeby czynnik “wow!” nie słabł ani na chwilę przez całe 26 rozdziałów, na które wystarczy 8-9 godzin. Dacie wiarę? Ta gra to dziewięciogodzinna scena ucieczki przed kamienną kulą, dziewięciogodzinne uciekanie przed pękniętą tamą, dziewięciogodzinne patrzenie jak messerchmitt bez skrzydeł wyprzedza samochód w tunelu. (dla mniej kumatych – to nie spoilery z gry, tylko METAFORA 🙂 ). Usiadłem do tego tytułu wieczorem z padem w garści i z mocnym postanowieniem “jak wylezą zombiaki to pieprzę i idę spać” padłem na twarz gdzieś koło drugiej nad ranem, kawałek za połową gry. Zombiaki nie wylazły, jak się domyślacie zapewne. Jest trochę monsterów, ale nie wykracza to wszystko poza standard, do którego przyzwyczaja kino przygodowe. Zresztą chyba autorzy słuchali moich narzekań, bo i sprawa monsterów znajduje całkiem przekonujące wyjaśnienie (inaczej niż zombiaków z jedynki).

Ta scena w grze... naprawdę tak wygląda. Amazing next-nextgen.

Ta scena w grze... naprawdę tak wygląda. Amazing next-nextgen.

Poza tymi wszystkimi niesamowitymi akcjami (o których celowo nie piszę tutaj, bo wiem, że i tak tę grę sprawdzicie) jest jeszcze technika, a ta nie ma sobie równych. Okej, bywają przeskoki animacji wynikające z faktu, że dziwnie zamachałem gałkami na padzie. Ale to wszystko. Grafika jest prawdziwie następnogeneracyjna, reżyserii scenek mogliby się od Niegrzecznego Psa uczyć wszyscy (a w szczególności Capcom z ich polityką “zróbmy trzęsącą się kamerę w przerywnikach, będzie jak w filmie”), a mimika postaci do złudzenia przypomina prawdziwych aktorów. Dość powiedzieć, że Moja Żona, strasznie wyczulona na sztuczne mordy w grach (“jak ty się w to możesz wczuwać, przecież to przerażające maski jakieś” – Chronicles of Riddick), na Uncharted 2 patrzyła przychylnym okiem.

Do tego dochodzi bardzo, ale to bardzo dobry scenariusz ze zgrabną elipsą (gra zaczyna się czasowo około 16 rozdziału, potem są retrospekcje do tegoż 16 rozdziału prowadzące) oraz przerewelacyjne dialogi, już całkowicie upodabniające UC2 do filmu. Tutaj każde potknięcie, skok, upadek, efektowny strzał, wybuch kwitowane jest jakimś dialogiem głównego bohatera i towarzyszącej mu postaci. Kilometry rozmów nagrano tylko po to, żebym słyszał iskrzące one-linery, pojawiające się dajmy na to jak spadnę z jakiejś półki albo na coś wskoczę. Albo coś wylezie. Albo coś się stanie. Albo tak po prostu, bo Drake miał ochotę komuś pojechać.

To wstyd, że taka gra wychodzi tylko na jedną platformę, bo to ogranicza jej odbiór. A jest to faktycznie najlepsza gra, w jaką grałem w życiu.

Do tego dochodzi jeszcze coś: grałem w wersji PL głosy i PL napisy. Postanowiłem przełączyć wojsy, gdy tylko coś mi nie zagra (albo gdy wylezą zombiaki ;). Do końca gry słuchałem Drake’a mówiącego głosem mistrza dubbingów Jarosława Boberka. Co i Wam polecam, bo takiej polonizacji pod względem dubbingu jeszcze nie było.