Microsoft jakoś osłabł z exclusive’ami, trzecie Gearsy przeniósł na przyszły rok, a w międzyczasie szanowny konkurent nie zasypia gruszek w popiele, podpisując kolejne umowy tak na nowe rzeczy, jak i na odnowione stare. Dzisiaj o tych drugich – na PS3 zmierza tak zwana druga trylogia Prince of Persia. Czyli inna niż na obrazku tym tu obok, ale mi się podobał, więc wybaczycie na pewno.

W każdym razie nie wiem czemu akurat te trzy gry mają być exclusivami na PS3 (były przebojami obu konsol poprzedniej generacji, sam grałem w nie na pierwszym Xboxie). Ale skoro już Ubi zapowiedziało, warto przypomnieć, czemu z całej trylogii jedna część jest fajna, druga dziwaczna, a trzecia nijaka.

Piaski czasu, czyli The Sands of Time, to odnowienie marki, pogrążonej bardzo nieudanym Prince of Persia 3D. Pierwsze filmy i pokazy nie zapowiadały nadchodzącej miazgi, w której Książę robił rzeczy, których żaden bohater gry komputerowej przed nim jeszcze nawet nie próbował. Bieganie po ścianach, odbijanie się od nich, a wreszcie kapitalnie zrealizowane cofanie czasu sprawiło, że ludzie zwariowali na punkcie tego tytułu. Sam skończyłem go dwukrotnie, z ogromną przyjemnością – szczególnie, że odpowiadała mi lekko baśniowa konwencja. Doskonały był również moduł walki, sprowadzający się do kombinowania nie tylko z ciosem mieczem, ale i z przeskoczeniem nad przeciwnikiem. Początkowo wyglądało to idiotycznie, ale po 10 minutach człowiek nie chciał już grać w żadnego innego slashera, może poza God of War.

Dusza wojownika, czyli Warrior Within, była zaskakująca, niestety im dalej brnąłem w rozgrywkę, tym mniej mi się wszystko podobało. Lubię ciężką muzykę, ale thrash metal słabo prasował do Księcia, nawet tak mrocznego jak w WW. Książę bowiem przyjmował tu na pokład swojej świadomości drugą postać, którą grało się w wybranych momentach, głównie rżnąc na kawałki przeciwników – bo walka w tej części poszła w mocno skillową stronę. Dopełnieniem hardkoru (lub raczej tego, czym był w oczach decydentów z Ubi) byli bossowie, czy raczej bossynie – walczyło się tu głównie ze skąpo odzianymi niewiastami o nierealnie dużych biustach (obrazek poglądowy powyżej – ta pani podnosiła Księcia do góry jedną ręką). Czyli hardkor, krew, mrok i cycki. Poszło średnio.

Bo Dwa trony, czyli The Two Thrones, to zmierzch konceptu. Wymieszano tutaj w rozmaitych proporcjach hardkor, bajkowość pierwszej części, muzykę mocną i słabą, skakanie i lanie, ponownie dwie postacie Księcia… dzięki temu, czy raczej przez to, ten odcinek był w moim odczuciu zupełnie nijaki (chociaż w nijakości przebił go najnowszy Prince, czyli Zapomniane Piaski). Wiele osób uważa go jednak za szczyt princowatości, dla mnie na szczycie siedzą niewzruszenie Piaski czasu, z masą genialnych pomysłów, jak choćby pierwszą-ostatnią sceną. Chociaż przyznaję, walki z bossami w Dwóch tronach były epickie, zwłaszcza po wspomnieniu filigranowych niewiast, które w poprzedniej części po prostu się lało mieczem przez 10 minut.

Czy kupię trylogię PoP na PS3? Nie kupię, bo ma kosztować 159,90 złotych, a to za podbitą rozdzielczość i może nieco bardziej błyszczące efekty, nawet po podzieleniu przez trzy, deczko za dużo. Ale jeśli nigdy nie graliście w poprzednią trylogię Prince’a, powinniście przynajmniej zobaczyć to, jak genialna była jedynka.