Takie hasło jak w tytule miała kiedyś Nvidia i dobrze je pamiętam, bo zawsze wydawało mi się właściwie nie reklamowe, tylko właśnie antyreklamowe. Jak bardzo miałem rację okazuje się właśnie teraz, gdy w myśl tego właśnie hasła BioWare postanowiło nagrodzić swoich najwierniejszych klientów, grających nieprzerwanie aż do wczorajszego wieczora w Star Wars: The Old Republic. Otóż najwierniejsi otrzymali miesiąc grania za darmo!

Niby żadna wiadomość – OK, jestem z Wami od pięciu miesięcy, dajecie mi szósty – dobra sprawa. Problemem jednak jest to, w jaki sposób firma zdefiniowała swoich najwierniejszych fanów. Nie wystarczyło jej płacić abonamentu miesiąc w miesiąc, oj nie, co to to nie! Granie w grę odbywać się ma w sposób zorganizowany, uporządkowany i zgodny z przeznaczeniem określonym przez firmę! Najwierniejszy fan w związku z tym to taki, który oprócz opłacania tego nędznego abonamentu ma również przynajmniej jedną postać na maksymalnym, pięćdziesiątym poziomie.

Oczywiście na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze – no bo co za frajer nie dałby rady dojść do 50 poziomu przez 5 miesięcy? Ale jeśli się nad tym zastanowić… to takich “frajerów” jest całkiem sporo. W grze MMO celem nie musi być wcale parcie do przodu – może być nim masa innych rzeczy. Bardzo niegłupi pan Bartle zdefiniował kiedyś cztery główne typy graczy w grach MMO: są to achievers, socializers, killers oraz explorers. Generalnie zgadzam się z nim, że jesteśmy graczem określonego typu i przesuwamy się po jakimś wektorze do innego typu, a potem znowu do innego, i tak dalej.

Co zrobiło z tym podziałem BioWare? (oczywiście poza tym, że chyba nie wiedziało, że istnieje?) Uznało, że ich MMO nadaje się najbardziej dla achieverów. Ktoś, kto w spokoju ogląda brzozy, przystaje na popas i zwiedza miasta (i płaci abonament) nie jest dla firmy interesującym partnerem, więc nie należy go wynagradzać – tak samo jak kogoś, kto nie wychodzi z aren (podobno w SW:TOR okrutnie popsutych, ale to temat na inny wpis). Nie wiem czy w SW:TOR występuje zjawisko twinków (niskolevelowych postaci wyposażonych w maksymalnie dobry ekwipunek), ale w WoW-ie swego czasu był na to szał – i pełnoprawna forma rozgrywki!

Czemu do tego wszystkiego gorzej traktowani są ludzie, którzy uczynili cały sens swojego grania z eksplorowania możliwości wirtualnego społeczeństwa? Przecież taki dobry handlarz, przerzucający pracowicie cały dzień przedmioty z domu aukcyjnego do własnej kieszeni i z powrotem to kapitalny folklor, dodający pierwiastek prawdziwego życia do zmyślonej i sztucznej ekonomii! Psujący ją po trochu, oczywiście, ale od tego jest BioWare, żeby pilnować hiperinflacji i przejścia rynek w fazę barterową (SoJ-e w Diablo II były efektem niedopilnowania ekonomii przez Blizzarda, ale to temat na inną notkę)

Star Wars: The Old Republic promuje wyłącznie achieverów. Z drugiej strony stanowi dobitny przykład na to, jak pozornie pozytywna decyzja może wywołać naprawdę paskudną reakcj fanów – fora pękają w szwach od płaczących killerów, explorerów i socializerów. I ja im się zupełnie, ale to zupełnie nie dziwię.