Dziś nie o grach, chociaż nie do końca. Ostatnie dwa tygodnie minęły pod znakiem spraw poza-rozrywkowych oraz wakacji na desce, więc czasu na granie za dużo nie było. Pykam sobie jedynie powoli w Assasin’s Creed 2, delektując się tym smakołykiem niespiesznie – ale o tym innym razem.

Dzisiaj za to nowy “cykl” : Spostrzeżenia Spóźnionego. Serię wpisów o otaczających mnie gadżetach, technologiach, trendach i usługach dedykuję wszystkim tym, którzy świadomie unikają pogoni za nowościami wciskanymi nam przez speców od marketingu i wolą poczekać na drugie, poprawione wydanie, zweryfikowane przez użytkowników.

Cykl zacznę od iPhone’a. Zabawka otoczona do tej pory specyficznym kultem przez kilku z moich przyjaciół, wpadła dwa tygodnie temu w moje ręce za sprawą kończącego się akurat dwuletniego wyroku u operatora. Nigdy nie byłem przekonany do tego produktu, bazując raczej na sceptycznych opiniach “z interneta” i wielu obiektywnych ułomnościach w kwestiach zasadniczych. Jednak wyjście poprawionego modelu 3GS i nieustające uwielbienie każdego kto go faktycznie POSIADA a nie ogląda na wystawie czy bierze na moment do ręki skłoniły mnie do zakupu.

I powiem od razu – zakochałem się. iPhone jest najbardziej genialnym, ekscytującym, seksownym kawałkiem elektroniki jaki miałem w łapskach od czasów zegarka z kalkulatorem na pierwszą komunię. Mógłbym długo wymieniać jego zalety, intuicyjną obsługę, wspaniałą grafikę, działający perfekcyjnie ekran dotykowy – ale najważniejsze jest dla mnie co innego.

Otóż cierpię na pewną przypadłość, która przejawia się tym, że w każdym momencie wolnym od fizycznie angażujących mnie czynności, mój mózg domaga się jakiejś strawy. Po prostu muszę coś przetwarzać, czytać, oglądać, słuchać, jednym słowem obrabiać jakieś dane. W przypadkach skrajnych może to być informacja o składzie chemicznym cukierka, którego zjadłem jadąc tramwajem, ulotka wciśnięta mi na siłę do ręki, darmowa gazeta, itd. Są ludzie, których natura obdarzyła cierpliwością intelektualną i momenty umysłowego przestoju potrafią po prostu przeczekać – ja tak niestety nie mam.

I za to pokochałem od pierwszej chwili iPhone’a, który jest stworzony dla takich jak ja. Gry, internet, mail, słowniki, notatniki, organizery i niekończąca się lawina oprogramowania pochodzącego od ludzi czekająca na ściągnięcie i przetestowanie – to jest dokładnie to, co zawsze mogę wyjąć z kieszeni i czym mogę się zająć w trakcie takich banalnych czynności jak strzał w porcelanę, jazda taksówką, czekanie na szykującą się do wyjścia żonę czy korek na Puławskiej. Kiedy patrzę wstecz na dwa lata spędzone z Samsungiem i600 (który też chyba nosił miano smartfona) to widzę przepaść jaką dzieli produkt Appla od zwykłych telefonów z paroma dodatkowymi funkcjami.

Wiem, że świat dzieli się na tych którzy gardzą tym modnym gadżetem, twierdząc że telefon jest do dzwonienia a nie macania w kółko palcem i na tych którzy nie mogą już bez ajfona się obyć – z całą premedytacją, świadomością i entuzjazmem pierwszorandkowego uniesienia dołączam oficjalnie do tych drugich.

YES, I phone!

PS. Oczekujcie wkrótce mini recenzji gier na tą platformę – bo bez dyskusji jest to kolejna opcja na granie mobilne, które moim zdaniem przebija np. PSP. No ale to temat na osobny wpis…