Dziś temat niezwiązany z grami, za to mocno związany z technologią, która nas otacza oraz z crowdfundingiem – tylko że tym razem niezwiązanym z finansowaniem, a ze zbieraniem informacji.
Jak zapewne wiecie, wczoraj wieczorem (naszego czasu) na lotnisku w San Francisco (nazwa kodowa lotniska SFO) rozbił się Boeing 777-200 linii Asiana Airlines. Jak zawsze podczas wypadków lotniczych, wszystkie jupitery skierowane zostają na lotnisko, a media (zwykle w udany sposób) starają się podsycać sensacyjność takiego wydarzenia – hej, przecież 300 osób trzasnęło o ziemię, to musi być ciekawe!
Wczoraj jednak mieliśmy demonstrację tego, jak stare media są stare i jak przyzwyczajone są do opowiadania o tym, co widzą – i niczego więcej. Tymczasem nowe technologie wyprzedzają to, do czego przywykło TVN24, CBS, a nawet poczciwy CNN. W czasie, gdy wszystkie te trzy stacje nieporadnie pokazywały płonące resztki samolotu z bardzo, bardzo odległych kamer, na Twitterze płonął hashtag #SFOcrash.
Twitter na co dzień mnie nie przekonuje, ale podczas takich wydarzeń jak katastrofa samolotu albo huragan pokazuje swoją moc, hashtagami łącząc ludzi chcących wymienić informacje dotyczące jednego tematu. Dość prędko (15 minut po wypadku) już ktoś postawił stronę, zbierającą i wyświetlającą wszystkie zdjęcia z #SFOcrash.
Zanim TVN się zorientował, co się właściwie dzieje, ja już widziałem zdjęcia robione własnoręcznie przez pasażerów, którzy uciekli z wraku, wiedziałem też o dwóch rannych przewożonych do szpitali – bo w USA (nie jestem pewien, czy we wszystkich stanach i miastach oczywiście) policja, pogotowie i straż pożarna udostępniają swoje częstotliwości radiowe w internecie i można ich słuchać.
Nie interesuje mnie rzeczywistość obserwowana na żywo, odetnę się tutaj od potencjalnych zarzutów o fascynację tanią rozrywką. Ale jeśli sensem istnienia jakiegoś medium – telewizji informacyjnej – jest jak najszybsze przekazywanie tego, co się na świecie dzieje, to wiele musi się zmienić.
Korzystanie z Twittera nie jest wielką filozofią, ale stare media z jakiegoś powodu z tej możliwości wczoraj nie skorzystały. Zamiast tego zadzwoniły do ekspertów awioniki i katowały oglądających smętnym smęceniem na temat tego, jak to ogon odpadł i że nie wiadomo zupełnie dlaczego. Przez większą część wieczoru główną informacją było to, że telewizja kompletnie nic nie wie.
Po włączeniu dziś rano telewizora zobaczyłem rzeczy z wczoraj, czyli zdjęcia z #SFOcrash i tweety pasażerów, którym udało się ujść bez szwanku. Czemu dopiero dzisiaj? Bo media zbyt wolno się zmieniają. Zamiast prowadzić jak najszybsze śledztwa, wolą zadzwonić do kogoś, kto przez piętnaście minut będzie opowiadał to, co widzi; a widzi to samo, co ludzie oglądający kanał w telewizji, więc jego paplanie nie wnosi zupełnie nic.
Wartość dodana telewizji – natychmiastowość – zostaje wyparta przez znacznie szybciej działający internet. I będzie wypierana coraz szybciej, skoro nikomu nawet do teraz nie chciało się sięgnąć po ogólnodostępne dane z internetowych narzędzi monitorujących samoloty, na których widać, że samolot leciał nienaturalnie wolno nawet jak na lądowanie. Ważniejsze jest opowiadanie o tym, co widać na nakręconym materiale.
Dziwi mnie, że telewizja nie szuka sposobów na pozostanie wyjątkową. Ma na to góry pieniędzy. Ale z jakiegoś powodu (lenistwa? bezwładności?) woli opowiadać, że widzi płonący samolot. Brakuje tylko mema z Nicholasem Cage’em “You don’t say?”.
Telewizja powinna się bać internetu. Może nawet bardziej niż prasa drukowana.
To widomy znak, że technologia zmieniła krajobraz mediów, do którego stare media będą musiały się dostosować.
Byłbym jednak ostrożny z gloryfikowaniem szybkości przekazywania informacji. Telewizja ma jednak większy autorytet i większy obowiązek weryfikowania informacji. Było już sporo wpadek z bezrefleksyjnym przekazywaniem na antenie treści z sieci, które następnego dnia wymagały dementowania.
Interaktywność sieci daje odbiorcy możliwość sprawdzenia źródeł, kilku równoległych wersji wydarzeń, etc. Telewizja ma mniejsze pole manewru i zazwyczaj upraszcza komunikat. Nie wiem czy to uniemożliwia relacjonowanie sieci, ale z pewnością jest jakimś wyzwaniem, któremu do tej pory stare media nie sprostały.
Zgadzam się z tobą, Cubi, w stu procentach, chociaż jeśli chodzi o polskie media to problemem jest chyba nie tylko zastój technologiczny, co zwyczajnie nasza polska kultura reporterska (informacyjna? telewizyjna?) Telewizji nie oglądam w cale, chyba, że wybiorę się od czasu do czasu do rodziców na niedzielny obiadek. A tam tvn24 i, w zależności od pory roku, śnieg (lub raczej ŚNIEEEEEEEEEG), wiosna, Smoleńsk, papież, powódź czy inne pożary lasów w stanie Waszyngton. Gdy dla odmiany odpalę sobie polskie google news, które jakby nie było ma za zadanie grupować internetowe artykuły, sytuacja jest identyczna. Jeśli chcę tam znaleźć cokolwiek wartościowego muszę się przełączać na wersję brytyjską.Tak więc problemem jest chyba przede wszystkim to, że nasze polskie media informacyjne idą po najmniejszej linii oporu, a przeciętny kowalski jest przyzwyczajony i zadowolony ze słuchania o smoleńsku i pożarach w puszczy Białowieskiej. I o śniegu.
Charakternik, poruszyłeś to, o czym chciałem napisać w następnej kolejności, ale uznałem, że wpis będzie histerycznie długi i nikt go nie przeczyta 🙂
Cubi, no jasne. Przecież będą zajęci pisaniem własnych tekstów na blogi lub robieniem zdjęć dzisiejszego obiadu. Niestety – pozwolę sobie na banał – czasem prawda umyka 140 znakom. 😉
Jedyny problem z Twitterem (ogólnie mówiąc) to weryfikacja informacji. Poza tym fakt, że o wypadku najwięcej doniesień się z netu. Brak weryfikacji powodował jednak, że długo nie wiedziałem czy informacja o dwóch ofiarach śmiertelnych jest prawdziwa. Lepsze jednak tu niż gadające głowy w TV.
Przy okazji Cubi – ortografia “na co dzień” 😉
W 100% sie nie zgadzam. To ‘katowanie’ ekspertami od awioniki i pilotami jest daleko ciekawsze i wiecej wnoszace do sprawy niz niezaspokojone ambicje dziennikarskie, przecietnego uzytkownika smartphona, leczone wrzuceniem fotki z lotniska.
Warunkiem uprawiania dziennikarstwa (podrecznikowego) jest przekazywanie obiektywnych i sprawdzonych informacji. Sprawdzonych = potwierdzonych w przynajmniej dwoch zrodlach. Szybkosc jest fajna do czasu, gdy pokazujemy obrazki. Rzetelnej analizy nie da sie zrobic szybko.
Moim zdaniem caly rynek medialny podzieli sie wkrotce jeszcze bardziej niz dzis. ta fragmenatarycznosc sprawi, ze znajda sie odbiorcy potrzebujacy szybkich, bardzo krotkich newsow, oraz tacy, ktorzy beda czekac na pelna wiadomosc (te szybkie newsy traktujac ewentualnie jako headline’y).
Przypomnijcie sobie dawne listy dyskusyjne lub dzisiejsze newslettery. Mozna bylo wybrac opjce informowania natychmiast, ale mozna bylo wziac takze w jednym mailu wszystkie wiadomosci z calego dnia. Dzis sa newslettery zbierajace informacje z calego tygodnia i dostarczajace jedna wiadomoscia tzw. “prasowke”.
Moim zdaniem przyszlosc mediow to jeszcze wieksze rozdrobnienie i poszukiwanie coraz to nowych nisz. Czasy gigantow medialnych minely.
Czy chcę aby np YouTube, a raczej jego gówniana (TAK GÓWNIANA) forma zastąpił telewizję tak jak badziewne blogi zastępują profesjonalne witryny WWW? NIE. Nie chcę!
Mam dość hołubienia blogom, podniecania się “żywiołem nieprofesjonalnym”. Do czego to doprowadzi na litość boską? Do oglądania Krzysia Kanciarza na YT albo Abstrachujów?
Dajcie spokój.
Sorry za offtop, ale… http://www.memecenter.com/fun/1788691/support-group 😀
Telewizja? nie ogladam od jakichs 10 lat. A te urywki, ktore czasem zauwazam, skutecznie utrzymuja mnie w przekonaniu, ze to dobry pomysl.
Mnie też średnio odpowiada sytuacja, w której więcej ludzi pisze niż czyta :]
Trochę boję się tego potencjalnego wyścigu TV z Twitterem. Oznaczałoby to świadomą rezygnację z konieczności weryfikowania faktów – coś, na co żadna profesjonalna redacja pozwolić sobie nie może.
Jak bardzo jest to potrzebne, widzieliśmy przy okazji zamachu w Bostonie. Dziennikarze obywatelscy pospołu z internetową masą wytropili “sprawcę”, którym się okazał jakiś Bogu ducha inny koleś. I pewnie tłumaczyłby po dziś dzień, że nie jest wielbłądem, gdyby tych Czeczeńców szybko nie namierzono.
Twitter/blogi/jutiub/etc do obrazków i filmików jak najbardziej. Po info wolę się wybrać do zawodowców.
Choć poziom tych zawodowców to już inna sprawa:]
A w to wszystko świetnie wpisał się Max Kolonko, człowiek z doświadczeniem telewizyjnym, który odciął się od mediów i profesjonalnie komentuje wiadomości na własną rękę. Ja przeciwko takim wideo-blogom nie mam nic przeciwko.
Blogi to także rynek, który posiada rzeczy lepsze i gorsze. Nie da się jednoznacznie powiedzieć, że twitter i blogi wyprzedzają tradycyjne media. Nie każdy blog, nie każdy wpis, nie każde tradycyjnie medium.
Tutaj także musimy przefiltrować pewną grupę sztucznie wykreowanych wydmuszek, aby znaleźć coś bardziej wartościowego. Od Kominka i Niekrytego krytyka, przez Adbustera i Polimaty, aż po Maxa Kolonko, a to przecież nie koniec drogi.
P.S “- Wiadomością – mówi Wynand swoim pracownikom – jest to, co wywoła największe podniecenie wśród największej liczby czytelników. Coś co ich ogłupi. Im głupsi, tym lepsi, pod warunkiem że jest ich dostatecznie dużo”
Max Kolonko?? Dajżesz spokój! Ten zrywacz papy lepiej by zrobił gdyby pozostał przy swojej firmie budowlanej zamiast z pozycji guru pouczać Lud ciemny w Polszy ze swojego tronu w JuEsej.
@prezii
” Max Kolonko (…) profesjonalnie komentuje wiadomości”
Czy to żart?