Czasami lubię gry roguelike. Po wakacjach naszło mnie na coś w tym właśnie stylu, a że Don’t Starve zupełnie mi się przejadł, zacząłem rozglądać się za jakimś minimalistycznym rogalem, w którym mógłbym pogapić się trochę w ekran i trochę poginąć. Padło na RymdResa, głównie ze względu na podobieństwo nazwy do jednej z lubianych przeze mnie smartfonowych gier strategicznych, Rymdkapsel (kto wymyśla te nazwy swoją drogą…).

RymdResa okazało się rogalikiem z jednej strony relaksującym, a z drugim niezwykle smutnym. Oto Kosmonauta, który leci przez kosmos w poszukiwaniu lepszej planety niż ta, w którą właśnie trafiła ogromna asteroida. Statek kosmiczny Kosmonauty nie strzela, umie jedynie lecieć. Imają się go prawa fizyki, więc raz rozpędzony do wartości maksymalnej leci aż do chwili wpadnięcia w jakieś pole grawitacyjne. Kosmonauta zwiedza kosmos, znajdując surowce i zdobywając punkty. Surowcami pali w silniku statku, punkty służą zaś do kupowania nowszych statków, jeśli Kosmonauta zginie.

A skoro to rogalik, to Kosmonauta ginie często. Na szczęście nie zapomina rozwijanych wraz ze zdobywanymi punktami doświadczenia zdolności, ale póki nie skończymy pierwszego rozdziału, za każdym razem startujemy z okolic Planety. Zachowujemy natomiast zebrane części do statków, dzięki czemu powolutku robi się coraz łatwiej. Rozdział pierwszy to walka o surowce – gdy się kończą, statek Kosmonauty zostaje zniszczony. W rozdziale drugim i trzecim nieco zmieniają się zasady, ale wciąż jesteśmy tylko my i przeraźliwie samotny kosmos.

Upływ czasu przyspieszony jest do absurdalnego stopnia, podstawową jednostką są lata spędzone w kosmosie – i tutaj RymdResa przypominało mi bardzo klimaty z filmu Interstellar. Kosmonauta co jakiś czas wygłasza mniej lub bardziej poetyckie kwestie, dzięki czemu zacząłem powoli widzieć w nim człowieka. Nostalgiczny nastrój potęgowany jest przez świetną, spokojną muzykę. Uwaga jednak, gra przygotowana jest w pixel arcie, co nie każdemu musi przypaść do gustu – ja lubię pixel art odkąd Papers, Please złapało mnie mocno za duszę. RymdResa też potrafi zagrać na uczuciach.

Gra może być oczywiście opowieścią dosłowną, ale moim zdaniem nieźle się sprawdza też jako alegoria. Fajnie się pozastanawiać nad sensem wszystkiego, mknąc przez mroczny kosmos. Spędziłem w RymdResie już kilka godzin i to na pewno jeszcze nie koniec.