Firma Electronic Arts poinformowała, że dotychczasowy prezes firmy, John Riccitiello, opuszcza jej szeregi. Niemal równocześnie pojawiły się estymacje przychodowe informujące o nieco niższych przychodach niż przewidywali analitycy.

Electronic Arts od lat jest chłopcem do bicia i generalnie trudno się dziwić, że firma zdecydowała się na rozstanie z Riccitiello, mimo iż na zajmowanym wiele lat wcześniej stanowisku COO, czyli dyrektora operacyjnego (w latach 1997-2004) wyprowadził EA na absolutny szczyt, również giełdowy.

Gdy jednak został prezesem (czy dokładniej CEO) w 2007 roku, katastrofa goniła katastrofę, a kurs akcji ostro poleciał w dół, co dobrze widać na wykresie:

ea-akcje

Electronic Arts boryka się przede wszystkim z negatywnym PR-em i to chyba on stanowił jeden z głównych powodów decyzji firmy o zmianie swojego swojego CEO. Cały świat rży na kolejne wieści o SimCity (mimo tego gra znakomicie się sprzedaje, aż strach pomyśleć, jak by się sprzedawała, gdyby działała jak należy), a Riccitiello do dzisiaj pewnie pamięta czerwone cyferki związane ze Star Wars: The Old Republic. Nieoficjalne estymacje mówiły o 200-300 milionach dolarów developmentu oraz 200 milionach dolarów marketingu. Aż mi się słabo robi na myśl o takich liczbach. Jeśli estymacje są dwukrotnie zawyżone, to SW:TOR i tak jest najdroższą grą w historii.

Obecnie firma ma zamiar testować modele mikropłatnościowe w swoich tytułach, za co jest również bezustannie wdeptywana w ziemię ustami i literkami blogerów i zwykłych graczy. Do tego dochodzą słabiutkie wyniki Dead Space 3, zamknięcie Visceral Games (nie podaruję sobie: czyta się “Wyseral Gejms”, niebezpieczna nazwa na naszym rynku), wciąż pobrzmiewająca niechęć do Mass Effect 3… i nagle okazuje się, że sama genialna FIFA nie wystarczy, żeby gracze firmę lubili. A w biznesie jest niestety tak, że dobrze być lubianym, bo niechęć potrafi przełożyć się na inwestorów.

Nie wiem co zrobi nowy CEO Electronic Arts, ale jedno jest pewne – będzie miał naprawdę trudne zadanie, żeby przekonać świat, iż EA to nie jest źródło wszelkiego zła w branży gier komputerowych.