Firma LEM, zazwyczaj niechętnie dzieląca się jakimikolwiek danymi na temat sprzedaży (to zresztą typowe dla niemal wszystkich polskich wydawców gier), pochwaliła się wynikiem pierwszych sześciu dni życia Call of Duty: Black Ops. Z 45 tysięcy sztuk jakieś 33750 to egzemplarze pecetowe, a reszta – konsolowe, zapewne w zwyczajowej proporcji 2:1 na korzyść Playstation 3.

Newsy na temat tego wyniku na wszystkich serwisach są jednoznaczne – “Świetna sprzedaż Call of Duty”. I wynikają z przyjęcia pewnej rynkowej optyki, która już dawno była przerażająca, a teraz jest jeszcze gorsza – za całkowity pewnik przyjmuje ona bowiem, że polski rynek gier leży i kwiczy. Nie jest wielką tajemnicą fakt, że rynek gier w okresie kryzysu załamał się w Polsce przepotwornie i niektórym sprzedaż pospadała dziesięciokrotnie – z poziomu kilku tysięcy do kilkuset sztuk, oczywiście cały czas mówię o pecetach, bo konsole to już totalny żart. Sami policzcie – z około 11k egzemplarzy konsolowych Black Opsów jakieś 7500 poszło na PS3 i jakieś 3500 na X360.

_Trzy_i_pół_tysiąca_. W kraju liczącym 40 milionów mieszkańców i jakieś (podobno) 100.000 Xboxów. 96,5 procenta posiadaczy Xboxów nie jest zainteresowane Call of Duty, YEAH RIGHT!

W USA i UK w pierwsze 24 godziny poszło 5,6 miliona sztuk Black Opsów. Nie będę stosował tutaj głupawych analogii typu przemnożenie tych 5,6 miliona przez sześć, załóżmy więc na szybko, że taki wynik osiągnięto po tych samych sześciu dniach, co i u nas. 5600000 podzielić przez 45000 to 124, tyle razy więcej sprzedało się Black Opsów w tych krajach. Czy ludność USA i UK wynosi pięć miliardów mieszkańców, jak wynika z przemnożenia 40 milionów (to ludność Polski mniej więcej) przez 124? Nie. Wynosi o wiele, o wiele mniej.

Wniosek tej przydługiej tyrady jest taki jak zawsze – jesteśmy nie tylko sto lat za Murzynami, ale jeszcze piracimy na potęgę, i nic się od lat nie zmienia, i nie zmieni. To w ogóle cud, że mamy polskie Playstation Network i polski Xbox Live, ale w konsolach następnej generacji, jeśli trend się utrzyma, znowu się będziemy rejestrować na ambasadę w Londynie.

I nawet trudno będzie mieć o to do kogokolwiek pretensje.