Cicho ostatnio u nas na blogu, Cubituss zniknął w czeluściach nowej pracy a ja wsiąkłem totalnie w nowego Battlefielda, co znajomi widzą pewnie po mojej aktywności na serwerach. Ale czując po raz pierwszy od premiery tej gry pewien przesyt, postanowiłem zakończyć ostatnio wieczór przy konsoli odwiedzinami w promowanym w Dashboardzie ostro Game Roomie.

Dwa słowa wprowadzenia – jest to osobna aplikacja stworzona przez Microsoft na X360, która ma udostępnić graczom zręcznościowe klasyki z lat 80’tych. Ubrana w trójwymiarowy panel przypominający wnętrze Złotych Tarasów lub innej galerii handlowej, przystrojona kilkoma xboxowymi awatarami stara się stworzyć wrażenie wielkiego, tętniącego życiem salonu gier. Prawda jest jednak taka, że to nic więcej jak zwykła kostnica, w której  upchano efekt przeprowadzonej na chybcika ekshumacji  zwłok  sprzed trzydziestu lat.

Rozumiem znaczenie słowa “sentyment”. Rozumiem chęć zarobienia na tych, którzy utknęli na dobre w tamtych czasach. Rozumiem chęć dorównania Głównemu Konkurentowi na Literę “S” który również zmaga się z podobnym konceptem. Niestety, niezależnie od tego czy Home to lipa mniejszego czy większego kalibru (nie wiem, nie próbowałem, słyszałem raczej kiepskie opinie) – xboxowy Game Room to dla mnie totalna porażka.

Po pierwsze, jest tym, na co marketingowcy mówią “over-promise”. Słyszymy o środowisku 3D, słyszymy o wykorzystaniu naszego ludzika-awatara. To wszystko ściema. Nie sterujemy naszym ludzikiem, nie chodzimy po salonie gier, nie ma interakcji z innymi. Przesuwamy się między poszczególnymi pomieszczeniami spojrzeniem kamery, robiąc zbliżenia na konkretne automaty. Ale to nie jest główny problem.

Tym jest jakość gier. Powiedzmy sobie od razu: to totalny SYF. Nie będę rzucał nazwami, przykładami – jeśli ktoś nie wierzy, niech zacznie przygodę od gry o narciarzu zjazdowym. To powinno skrócić ból związany z wizytą w Game Roomie to niezbędnego minimum. Cały asortyment dostępny na dzień dzisiejszy przypomina mi arabski sklep z pamiątkami w turystycznym resorcie, gdzie na szybko wrzucono na zakurzone półki kupę badziewia. Nie jestem specem ani fanem od tzw. retro, ale myślę że eksperci zgodzą się, że to co tam jest to jakieś odpady. W przypadku większości gier (a spróbowałem przynajmniej dziesięciu – myślę że dużo więcej tam i tak nie ma) kończyłem zdegustowany po minucie, góra dwóch grania.

Zupełnie nie widzę sensu odpalania takich rzeczy, tym bardziej jeśli mamy płacić punktami LIVE za każdorazową grę. Może sama koncepcja fajna, ale przed startem należało by zbadać które gry naprawdę należą do kultowych, grywalnych klasyków a następnie zastanowić się, czy takie dochodzące powoli czterdziechy dziadki jak ja nie wolą odświeżyć wspomnienia z młodości jednak na doszlifowanych graficznie i grywalnie remake’ach, które nabyć można (płacąc tylko raz !) w serii Xbox Live Arcade.

Jedyny pożytek z Game Roomu w takim stanie jak dzisiaj to czysto edukacyjne przeżycie z gatunku “zobaczcie dzieci w co grał wasz Tata jak miał sześć lat” i jak długą drogę przeszły gry video. Natomiast promowanie tego fajerwerku surowych, niegrywalnych pixeli w erze high definition i kasowanie hajsu za cokolwiek innego niż produkt o nazwie “Prehistoric Games Museum” zakrawa na kpinę….

massca