Nie wiem czemu tak strasznie zachciało mi się zagrać w Mortala, ale tak się stało, w związku z czym zagrałem. I mimo całej nastolatkowej otoczki (bo umówmy się, to do dzieciaków takich jak ja 20 lat temu adresowana jest ta gra) mam całkiem niezłą zabawę.
Przede wszystkim czuć, że to jest Mortal. W MK vs DC nie czułem tego w ogóle, głównie przez nieco inny model mordobicia (a także – co prawdopodobne – ogólną słabość tej gry), tutaj jest nie tylko krwiście i okrutnie, ale przede wszystkim bardzo szybko, dokładnie tak jak w oryginale. Wchodzą te juggle, które jak się okazało pamiętałem (ale nie pamiętam skąd), odruchowo rzuciłem też harpunem jako Scorpion – czyli jest dobrze.
Mordoklepka tradycyjnie powinna składać się z arcade mode i to w zasadzie tyle, tutaj dorzucono znacznie więcej i są to rzeczy znacznie fajniejsze. Story mode jest epicko kretyński (niestety nie da się przewijać scenek), ale kiczowate dialogi płynnie przechodzą od słów do czynów (bez ekranu loadingu), tak więc tym udało się twórcom mnie udobruchać. Podobno ten story mode jest dość długi, przekonamy się.
Poza nim jest jeszcze wieża z wyzwaniami i tutaj już autorzy puścili wodze fantazji. A to trzeba kogoś po prostu pokonać, a to w określony sposób, a to zasadzić mu fatality, a to pokonać jakieś zombiaki w minigierce – muszę przyznać, że takie mikrogierki w stylu Warioware bardzo mi odpowiadają, bo umożliwiają przysiad do konsoli na 5 minut, a potem wyłączenie jej, bo dziecko płacze/trzeba iść spać.
Fatalities i wszelakie okrucieństwa czynione sobie nawzajem przez postaci wyglądają lepiej niż na każdym dostępnym filmiku, a od X-rayów skóra cierpnie na plecach. Jucha bryzga hektolitrami, kości kruszą się, a ja mam znowu 13 lat i nie wolno mi w to grać.
Jak na razie gorąco polecam. Online będzie sprawdzany jak jeszcze trochę okrzepnę z postaciami i kogoś sobie wybiorę do głębszego ogarnięcia.
Zrobiłem story w 5-6 godzin, przy pierwszym posiedzeniu. Nie jest źle – jakoś tam wyjaśniono skąd te turnieje i dlaczego shao kahn po wyrwaniu serca z własnej klaty zechciał jeszcze bić ekipę w mortal kombat 3. Póki co zarobiłem 150,000 waluty i biegam po krypcie w celach zakupowych. Fajowy klimacik ma ten MK – czasy amigi i żąglowania dyskietkami wracają od razu!
Gierka jest niesamowicie zrobiona. Dosłownie jakby grało się w pierwszą część, gdzie krew zalewa monitor. Jak do tej pory umarłem jedynie jak po którymś z kolei upper-cut’cie wyskoczył ryjek autora z nieśmiertelnym “ooopsie!” 🙂
jakos nigdy mi sie mk nie podobal, na amidze wolalem stret fightera. Moze czas dac mu druga szanse ?:)
Pograłem w sklepie z jakimś szczerbatym dzieciakiem, który wpierdolił mi aż miło 🙂 Nie, sorry, zanim bym porządnie opanował te ciosy, ruski rok by minął. We wczesnej młodości całkiem nieźle młóciłem w takie gierki, szczególnie na automatach, ale teraz już nie ogarniam.
Kupiłem MK… Nie mogłem się powstrzymać – wszędzie te piękne recenzje, które mówią o powrocie do korzeni. Pograłem trochę z kobitą, pół godziny. Ha, to faktycznie Mortal, stary, dobry, brutalny 🙂 Teraz tylko opanować ciosy, na szczęście nie są zbyt trudne do zapamiętania. Kwestia tygodnia, dwóch i wszystkie postacie będą obcykane. 🙂
Dla mnie rewelacja… Ale nie mogło być inaczej skoro pierwsze Mortale z Amigi i PCta to jednocześnie moje pierwsze i zasadniczo jedyne mordobicia w jakiekolwiek grałem… Na widok Street Fightera dostaje nudności… A Mortal to spełnienie marzeń. Krwiste i dynamiczne a czasem frustrujące walki. Tylko z platyną będzie ciężko…