Co jakiś czas pojawia się wielka kłótnia – czy to w mediach tradycyjnych, chociaż najczęściej w internecie – czy gry powodują u młodych (i starych przy okazji) ludzi agresję. Zazwyczaj kończy się na udowadnianiu, że przy grach można odreagować stresy i że ci, którzy dopatrują się w nich katalizatora negatywnych emocji są generalnie durniami.

Wydaje mi się niestety, że ci, którzy udowadniają brak negatywnego wpływu gier na nerwy człowieka nigdy w życiu nie grali w grę komputerową. Ileż razy każdy – każdy! – z nas miętosił pada w łapach, a w ustach grało melodyjne “kurrrrrrrrrrrrrrr”, gdy bossowi zostawało 10% energii, a my akurat ten jeden raz nie trafiliśmy z kombosem tam, gdzie powinniśmy… nie powiecie mi chyba, że to nie jest agresja? Przyznam się, że parę razy zdarzało mi się cisnąć padem (o dywan na szczęście, i to miękki). Agresja w czystej formie!

Oczywiście nie twierdzę, że młodziak, który zobaczy przez 5 minut kilka akcji z GTA IV od razu ruszy na ulice i zacznie wysadzać ludzi z samochodów, ale jednak jakieś negatywne emocje moim zdaniem mogą w nim uwięznąć. Prawdą jest również to, że jeszcze bardziej może się wkurwić przy jakimś bossie w nienerwowym Soniku albo nawet jak nie umie gdzieś przeskoczyć e Lego Batman (tak, miałem taką sytuację w domu), ale od tego już są doroślejsi od niego, żeby mu w takich agresjogennych chwilach pomóc albo przynajmniej wytłumaczyć, co ma zrobić.

Dlatego też nie kumam akcji, gdy w sklepie typu Empik widzę dzieciaka z tatusiem albo mamusią – dzieciak zazwyczaj skwaszony, jak to dzieciak, a rodzic, zapewne weekendowy, staje na głowie, żeby synalek/córunia mieli w co zagrać. Oczywiście w ręce żywicieli wpadają te gry, które zblazowany gnojek pokazuje palcem i przez myśl im nie przejdzie, że osiemnastka na pudełku to jednak coś może oznaczać ważnego. Myślcie, ludzie! Będzie nawalał orki mieczem przez cztery godziny i oglądał tryskającą juchę, naprawdę sądzicie, że nie wstanie od konsoli nabuzowany agresją? Nie mówię, że komuś od razu przypieprzy. Ale w jego żyłach będzie jeszcze przez dłuższą chwilę płynąć czysta adrenalina, a pod jej wpływem można zrobić coś głupiego, nie zdając sobie z tego do końca sprawy.

Odcinam się jednocześnie od tezy, że gry powodują BEZPOŚREDNIĄ, wykalkulowaną i długotrwałą agresję. To równie wielka bzdura. Dwóch gości poszło na ulicę, ukradło furę i tłumaczyli się, że widzieli to w GTA i chcieli zrobić tak samo. No kurde, jasne, że widzieli, widzieli to też w CNNie co 15 minut i w trzech telenowelach emitowanych przed południem. To, że ktoś jest graczem, nie musi oznaczać, że jest walnięty w czapkę, po prostu lubi emocje – dokładnie tak samo jak dajmy na to sportowiec. Nie powiecie mi chyba, że sportowcy są grupą szczególnie zagrożoną patologiami przestępczymi? A przecież na zawodach unoszą w górę rękę zaciśniętą w pięść, gdy uda im się z kimś wygrać.

Tak samo jak my, gdy wreszcie zmęczymy tego pieprzonego bossa i cyknie nam checkpoint. Ale my jesteśmy dorośli i rozumiemy to, co się z nami dzieje i to, co się działo przed chwilą. Dzieciaki niekoniecznie. Nie kupujcie dzieciakom gier, które nie są dla nich, nie dawajcie im nawet na nie patrzeć. Bo gry potrafią nabuzować jak nic innego.

Popatrzcie zresztą na tego koleżkę. Scary shit.