gog.com to jedno z najlepszych źródeł starych, tanich gier. Magicy z CD Projektu dostosowali nawet najstarsze i najtrudniejsze do uruchomienia pod Windowsami gry tak, żeby nie marudziły o pamięć podstawową i sterowniki do myszki. Marka GOG-a na świecie już jest stosunkowo silna, tym większym zatem było dla mnie zaskoczeniem wejście na serwis i zobaczenie tego oto ekranu:

Ekran informuje, że gog.com nie może istnieć w takiej formie, w jakiej istnieje, w związku z czym zostaje zamknięty, ale czeka go jeszcze świetlana przyszłość. Dziennikarze polskich serwisów szybko dotarli do półoficjalnego dementi, które Michał Kiciński, współwłaściciel CDP-u, złożył na forum strony bankier.pl… a więc to wszystko to tylko akcja marketingowa. Podczas której wyłączono usługę na kilka dni (prawdopodobnie do 22 września).

Wyobraźmy sobie skutki tej decyzji.

1) Znałem goga. Chciałem kupić sobie jakąś starą grę, nie mogę tego zrobić. Idę na Steama i kupuję ją drożej, z DRM-ami do tego. Alternatywnie – dociera do mnie odprysk informacji, że goga nie ma. Wzdycham.

2) Nie znałem goga. Teraz wiem, że był, był bardzo fajny, a jak wejdę na jego adres, to powita mnie strona z generycznym fontem i brakiem jakichkolwiek funkcji. Wzruszam ramionami i nigdy więcej tu nie wchodzę.

W necie przeważają komentarze, że ta “nowatorska” (cudzysłów zamierzony) akcja marketingowa to efekt działań jakiegoś nowego bossa, który chce się wykazać – może, nie wiem. Ale wiem, że akcja negatywna wobec samego siebie niemal zawsze przynosi opłakane efekty. Być może serwisy puszczą info o nowym gogu, z nowym, lepszym layoutem i nową, lepszą ofertą – ale puściłyby tego newsa i tak. A przez kilka dni downtime’u oraz wygenerowany szum o zamknięciu usługi naprawdę sporo klientów wybierze konkurencję.

Chciałbym się mylić, bo to dobra, nawet bardzo dobra strona, gdzie można nostalgicznie wydać 100 dolarów i nawet tego nie zauważyć. Ale błagam, nie reklamujcie jej w ten sposób nigdy więcej, bo w końcu wykrakacie. Wykraczecie.