Phil Fish, autor moim zdaniem niezmiernie przecenianego Feza (robiłem trzy podejścia do tej gry, za każdym razem nudziło mi się po godzinie-półtorej) jakiś czas temu ogłosił, że jego firma Polytron produkuje Feza 2. Fani się ucieszyli, zaklaskali w dłonie, a Fish zajął się robotą oraz prowokowaniem kłótni na Twitterze, w czym zaiste jest mistrzem, bo koleś jest typem wybitnie aroganckim, nie znoszącym sprzeciwu i walącym opiniami prosto w oczy.

Takich ludzi się nie lubi. Nic zatem dziwnego, że w cotygodniowym programie Gametrailers komentator strony nazwiskiem Marcus Beer ponarzekał na Fisha (oraz Jonathana Blowa, faceta od Braida). Mówił (w dość niewybrednych słowach, przyznaję), że Fish i Blow (w skrócie blowfish) to primadonny, które z jednej strony wymagają ogromnej atencji mediów i atencję tę otrzymują, ale z drugiej strony nie odwdzięczają się odpowiedziami w chwili, gdy media czegoś od nich chcą. W tym wypadku chodziło o uzyskanie od Fisha reakcji na zmianę polityki Microsoftu w kontekście Xbox One oraz wydawania na tę konsolę gier bez pośrednictwa wydawcy (tak zwany self-publishing)

Beer posunął się aż do nazwania Fisha, cytuję, “fucking asshole”, co oczywiście nie mogło pozostać bez odzewu. Fish zaczął się boksować na Twitterze z Beerem, koniec końców napisał mu “kill yourself”, aż wreszcie (wyobrażam sobie, że z płaczem) napisał, że wycofuje się branży gier, a Feza 2 nie będzie.

Beer oczywiście przesadził i jest hiper-chamidłem za wygłaszanie takich opinii (nawet jeśli są to opinie zasłużone, nie mi oceniać), natomiast reakcja Fisha dowodzi jakiejś totalnej niestabilności tego człowieka. Wiadra nienawiści wylewane w internecie oczywiście mogły przelać czarę, ale uważam, że teatralne opuszczenie sceny w akompaniamencie trąb i bębnów to chory żart, a nie rozwiązanie sytuacji.

Też nie znoszę nienawiści w internecie. Na pewno nie byłem aż takim jej celem, jak Fish przez kilka ostatnich miesięcy, ale zdarzało mi się czytać rozmaite oskarżenia komu to nie właziłem w dupę czy kto mi nie posmarował za to, żeby napisać coś pozytywnego. Przejmowałem się tymi wpisami zawsze (i przejmuję się do dzisiaj, i będę się zawsze przejmował), ale jednak bycie osobą bądź co bądź publiczną niesie ze sobą pewne konsekwencje.

Fish zrobił grę, którą chciał sprzedać i która spodobała się tłumom. Fish został pokazany w filmie Indie Game: The Movie. Trudno zatem Fisha posądzać o chęć zachowania anonimowości, zwłaszcza że jego twitterowe wojny (a wraz z nimi podejście obrażalskiej primadonny) stały się legendarne w kręgach indie gamerów, bo gość nie przebiera w słowach i nie szczędzi nikomu wyzwisk.

W sporze Fish/Beer stoję zatem po stronie Beera, chociaż mógł się opanować i nie bluzgać, bo to niestety odbiera jego słowom 80 procent wartości. Facet wyraził opinię (temat opinii: współpraca Fisha z prasą), od tego jest. Natomiast kompletnie nie rozumiem zarzutów, które się natychmiast pojawiły pod jego adresem – że zamiast opiniować, powinien uprawiać rzetelne dziennikarstwo. Dla mnie dziennikarstwo jest właśnie wyrażaniem opinii. Nie tak skrajnych i chamskich oczywiście, ale opinii. Przekazywanie informacji nazywamy przedrukowywaniem press release’ów, z kolei beznamiętne relacjonowanie rzeczywistości to niezbyt przeze mnie lubiana sztuka reportażu. Zawsze od swoich autorów wymagałem opiniowania, tak już mam.

Wracając do tematu: jestem przekonany, że Fish się odbrazi i dokończy tego Feza 2. Kto wie, czy cała ta akcja nie jest przez niego sprowokowana i wyreżyserowana, żeby podtrzymać zainteresowanie mediów swoją megalomańską osobowością. Przekonamy się pewnie niebawem.