Parę osób pytało mnie, co ja właściwie robię w WoW-ie, sądząc zapewne, że gra nie zmieniła się od 2005 roku, kiedy to przestali w nią grać i kiedy większość czasu po osiągnięciu maksymalnego poziomu spędzało się, stojąc przed domem aukcyjnym albo skacząc po skrzynce na listy – od wielkiego dzwonu zbierając zioła albo minerały. Ale czasy się zmieniły.
Opiszę pokrótce jak wygląda moja zwyczajowa “godzinka dziennie” w WoW-ie, żeby było wszystko jasne. Zacznę jednak od przyczyn grania w grę MMO: zgodnie z teorią niejakiego pana Bartle’a, gracze MMO dzielą się na cztery grupy i jednocześnie mogą należeć tylko do jednej z nich, aspirując do dowolnej innej, czyli mając jakiś wektor przesunięcia. Te cztery grupy nazywają się explorers, achievers, killers i socializers. Każda z tych grup ma inne potrzeby realizowane za pośrednictwem gry MMO. Ja obecnie jestem achieverem dążącym do explorerów.
Mój zestaw MMOwych potrzeb zamyka się zatem w osiąganiu czegoś oraz ewentualnym poznawaniu tych elementów, których w grze nie miałem jeszcze okazji zobaczyć. Wiele explorerowych rzeczy ukrytych jest za achieverowymi działaniami, dlatego też to właśnie połączenie grup wydaje się najlepiej oddawać mój charakter grania w WoW-a. Ot choćby taki przykład: pewne zadania (razem z pewną postacią) odblokowują się dopiero po zebraniu odpowiedniej liczby nagród za inne zadania. Bramka-korytarz-bramka.
WoW w endgame (czyli po osiągnięciu 90 poziomu) pełen jest pouchylanych furtek, ale furtek pouchylanych na tyle wąsko, żeby nie dało się tutaj zrobić wszystkiego bardzo szybko. Bo wtedy najbardziej zapamiętali achieverzy odskoczyliby reszcie achieverów, totalnie ich zniechęcając.
Cóż w zasadzie osiągam w WoW-ie? Większe cyfry wyskakujące podczas bicia przeciwników po głowach, a to uzyskuje się poprzez zdobywanie coraz lepszych przedmiotów. To zdobywanie podzielone jest na kilka etapów – najpierw mamy zwykłe zadania (takie służące do levelowania), potem chodzimy po dungeonach (czyli scenariuszach zamkniętych, pięcioosobowych, z podziałem na role w grupie) oraz scenariuszach (to co dungeon, tylko na 3 osoby, łatwiejsze, bardziej dynamiczne, krótsze i bez podziału na role). W dungeonach wypadają przedmioty z bossów, a za scenariusze zwykle dostaje się jakiś przedmiot na koniec. Po osiągnięciu pewnego ilvl (item level, każdy przedmiot ma swój poziom, gra wylicza ich średnią i określa na tej podstawie ilvl postaci) można zacząć chodzić na LFR-a.
LFR, czyli Looking For Raid, to dla mnie kompletna nowość. Rajdy (czyli dungeony początkowo na 40, obecnie na 25 lub 10 osób) były w WoW-ie od zawsze i od zawsze stanowiły creme de la creme tej gry. Wielogodzinne zmagania, koordynacja czterdziestu osób, ba – dobranie ich w grupę – to były wyzwania, do których nigdy nie udało mi się nawet podejść. Jednak natura explorera sprawiała, że zawsze chciałem je zobaczyć. Blizzard to zrozumiał i dał narzędzie do automatycznego zbierania grup rajdowych (2 tanków, 6 healerów, 17 dpsów) oraz specjalny, upośledzony poziom trudności dla takich grup. Owszem, tanki i healerzy muszą trochę ogarniać, ale reszta może grać jedną ręką, dłubać w nosie lub przysypiać.
W rajdach LFR wypadają lepsze przedmioty niż w dungeonach i scenariuszach, natomiast łupy rozdzielane są inaczej niż “z bossa wypadają 3 przedmioty, a 25 osób rzuca się na nie”. Każdy widzi tylko to, co wypadło “dla niego”, a co ważniejsze – można kupić sobie drugą szansę wylosowania przedmiotu z danego bossa w zamian za monetkę. Monetki kupuje się za tańsze monetki (90 tańszych = 3 droższe) raz na tydzień. Tańsze monetki bierze się z codziennych zadań, o których za chwilę. Każdego bossa w LFRze można ograbić tylko raz w tygodniu, ale zasada nie dotyczy monetkowych szans losowania. Na upartego zatem, jeśli koniecznie chcemy jakiś przedmiot z bossa B w lochu C, chodzimy na niego trzy razy w tygodniu.
Jednocześnie za kończenie LFRów, dungeonów i scenariuszy zdobywa się punkty (tak zwane valor points czyli VP), które wymienia się na znacznie lepsze przedmioty od wszystkich pochodzących z tych trzech źródeł. Przedmioty te schowane są jednak za licznikami reputacji: w grze jest mnóstwo frakcji, u których zdobywamy szacunek. Od określonego poziomu szacunku sprzedają nam (za VP) te właśnie lepsze przedmioty. Szacunek (czyli rep) zdobywa się, wykonując dla tychże frakcji zadania codzienne (daily questy), których pula jest dość spora (żeby nie umrzeć z nudów i powtarzania w kółko tego samego), ale codzień losuje się inna tych zadań garść. Jeśli jednocześnie staramy się zdobyć repa u pięciu frakcji naraz, to oczywiście prędzej czy później wpadamy w poczucie, że robimy w kółko to samo, ale jeśli to sobie dawkujemy, to jest to całkiem niezły koncept. W nagrodę za każde dzienne zadanie dostajemy tańsze monetki (patrz akapit wyżej) oraz śladowe ilości VP.
VP, żeby nie było za łatwo, mają tygodniowy limit maksymalny – 1000 punktów i ani jednego więcej. Najtańsze przedmioty we frakcjach, które możemy kupić za VP, kosztują 1250 punktów, a najdroższe 2250. Jak więc łatwo policzyć, na najdroższy przedmiot trzeba orać przynajmniej dwa tygodnie i jeden dzień.
Jeśli to, co napisałem powyżej, wydaje się skomplikowane, to dobrze, bo takie jest. Ale jeszcze nie powiedziałem o normalnych rajdach (które mają swoje własne, lepsze od tych kupowanych za VP przedmioty) oraz rajdach w trybie heroic, gdzie przedmioty są już w ogóle uber. Nie będę się nad tym rozwodził, bo w takich rajdach udziału nie biorę – przede wszystkim z powodu braku wystarczająco dobrych przedmiotów. Ale po części również dlatego, że WoW zaspokaja moje achieverowe i eksploracyjne potrzeby.
Oczywiście są jeszcze wisienki na torcie: za każdy pierwszy (raz dziennie jest to liczone) skończony dungeon i scenariusz przysługuje podwójna premia VP. Za każdy pierwszy (raz tygodniowo) LFR również. Efekt jest taki, że po zalogowaniu się do gry idę sobie najpierw do dungeona i na scenariusz, jednocześnie stojąc w kolejce do LFR (wszystko oczywiście robię z interfejsu gry, nigdzie fizycznie swoją postacią nie idę). Gdy kończę dungeon + scenariusz (oba w sumie zajmują mi jakieś pół godziny) akurat zwykle dostaję się do LFR i ruszam na pseudorajd, sam w sobie trwający mniej więcej 20 minut. Te trzy wyprawy dają mi 210 VP.
Tak to właśnie wygląda moja “godzina dziennie” WoW-a. Gdy mam więcej czasu, idę robić daily questy dla frakcji, której przedmioty akurat aktualnie mnie interesują (albo która ma interesujący questline). Gdy mam jeszcze trochę czasu więcej, zajmuję się domem aukcyjnym (kupić/sprzedać), profesjami swojej postaci albo farmą, którą się raz dziennie obsiewa i z której zbiera się najrozmaitsze plony.
Kupa roboty, generalnie. Zauważcie, że w ogóle nie poruszyłem tematu PvP, które jest niemal równie rozbudowane. To dlatego, że na etap killera przyjdzie jeszcze czas. Ach, byłbym zapomniał: gdy już sobie wycapuję (piękne słowo, oznacza “osiągnę limit”) tygodniowy tysiąc VP, to wszystkie moje kolejne postaci (tak zwane alty) dostają premię +50% do zarabianych VP. Po co to? Po to, żebym grał więcej niż jedną postacią i zostawił autorom WoW-a więcej pieniędzy. Reputacja następnym postaciom też wpada o 50% szybciej. Tak, przyznaję się, ciągnę powolutku do góry następną postać.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak zaawansowany, rozbudowany, przemyślany i sprytny system przytrzymywania graczy (za jaja) wymyślił Blizzard w World of Warcraft. Ale nic nie poradzę, że przy okazji fantastycznie się w niego gra, bo zawsze na horyzoncie majaczy jakiś cel. I wreszcie nie ma tak, że trzeba siedzieć ciurkiem.
Są jakieś ciekawe mody, by urozmaicić ten endgame?
Tak na marginesie, ta klasyfikacja Bartle’a – jak pewnie doskonale wiesz – rozszerzyła się już od sporego czasu również na graczy single-player games.
Sam Bartle powiedział mi, że to bzdura i żebym nie czytał bzdur 🙂 (2 lata temu z nim rozmawiałem i był wściekły za to rozszerzanie i wprawdzie się z nim nie zgadzam, ale jak już wymyślił klasyfikację, to się jej trzymam tak, jak chce).
Void –> co to znaczy “mody by urozmaicić ten endgame”? Amatorskie produkcje zawierające nowe questy/rajdy/koncepcje itp? Nie ma, to należy wyłącznie do Blizzarda. Niemniej prędko po premierze wyszedł pierwszy content patch, zawierający nową frakcję i rajd, a za jakieś 3 tygodnie (tak się spekuluje) wyjdzie następny, znacznie większy od pierwszego, więc znowu będzie kupa nowej roboty i zwiedzania.
Jakie – nie wiem, nie grałem w WOWa. Co to mody jestem pewien że nie muszę Ci tłumaczyć.
TL2 ma przeróżne nieoficjalne mody urozmaicające zabawę w endgame. Albo oficjalne jak Hellfire od Sierray.
Słowo mody jest szalenie pojemne. W WoW-ie mody to nakładki zmieniające interfejs, wyciągające różne informacje i tak dalej. Nie ma tutaj amatorskich dodatków, wszystkie są użytkowe.
Hmm. Po pierwsze – “co dzień” 😉 Po drugie – wreszcie ktoś chłopskimi słowami napisał o co chodzi w endgame “World of Warcraft”. Po trzecie – dzięki za te czasy potrzebne na scenariusze, dungeony, raidy. Jeszcze za czasów Vanilla WoW od raidowania odstraszał mnie poziom poświęcenia czasu na takową zabawę. Chyba typowy gracz w “World of Warcraft” już nieco podrósł, założył rodzinę, ma pracę, więc nie ma za bardzo czasu, żeby nocami siedzieć po kilka godzin tylko po to by dostać “wipe’a” od Ragnarosa 😉
Ale co by nie mówić, to mnie najbardziej w “WoW” pociągała cała otoczka fabularno-historyczna, czyli tzw. “lore”.
Czyli poza wprowadzeniem LFR’a i monetek nie wiele się zmieniło 🙂 Zajeb 1k mobów aby podnieść repke u setnej frakcji w grze aby podkręcić staty itemków o kolejne 5%.
Niestety ale kompletnie to do mnie nie przemawia a może dlatego iż jak zaznaczyłeś nie miałeś okazji raidować i stąd cały niedosyt.Może nie byłem jakimś mega raiderem ale do WOTLK zobaczyłem 80%-85% contentu raidowego.Co jak co WoW jest bezdyskusyjnym królem MMO i jak dotąd żadnej grze nie udało się nawet zbliżyć do jego poziomu.Żałuję że panowie z BioWare skopali sprawę SWTOR bo gra miała naprawdę zajebisty potencjał i niepowtarzalny klimat(oczywiście jezęli ktoś lub Star Wars Universe) ale brakło chyba chęci i źle zainwestowano pieniądze podczas tworzenia całej gry.Przez długi czas grałem w WoWa tylko i wyłącznie dla PvP ale za namową znajomego zacząłem grać w League Of Legends który niestety miażdzy pod tym względem WoW’a jak i całą masę jego podobnych gier i przede wszystkim mam 45 min to mogę grać , nie muszę martwić się że nie wyfarmowałem honoru czy vp i dostanę wpierdol bo gość jest ubrany w imba graty a ja nie.Liczy się tylko i wyłącznie skill i gra zespołowa i pewnie to właśnie z tego powodu w LoL’a gra ponad 30mln ludzi na całym świecie 🙂
Zapomniałeś dodać o ulepszaniu itemów 2×3 oczka poprzez wydanie 750 valorow i o tym że legenadarne bronie są dostepne dla każdych klas a wymaga to tylko farmy i dobrej gildii. Gram od TBC. Od Wotlka poświecając 3 dni w tygodniu po 3 godziny (środe, czwartek, niedziela) czyściłem 80%-100% bosów raidowych w trudności heroic. W Cata moja gildia się rozpadła zmieniłem server zaczałem raidować 10 zamiast 25 i o ile w cata było ok poza poziomoem trudności finalnego raidu który był banalnie prosty nawet w wersji hc i osobiście uważam że walka z ragnorasoem hc w firelands którą moja gildia dopiero zakończyła sukcesem po nerfie 20% była najtrudniejszą w całym Contencie z Cata. Ma się nijak do banalnej walki z Deathwingiem. Obecnie (MoP) wkurza mnie to że poświecając tyle samo czasu na gre odstaję od uczniów i studenciaków mogących trochę ponolifować. Po pierwsze monety. Np na DS choć zabiłem Zonnzona ponad 20 razy na hc nigdy nie wypadł mi pasek leather (gram rogalem) ale przynajmniej bardzo szybo zdobyłem legendarne sztylety. Teraz ci co mają czas na daily to mają monety i większą szansę odemnie. Ja nie mam loguje się tylko na raidy i tam spędzam 90% mojego czasu w grze. Ci co mają czas na daily, dungony i scenario mają valory moga ulepszać przedmioty o 6 oczek ja nie mogę mam czas tylko na raidy. Owszem za bosy z raidów sa tez valory ale pasuję meiejsce dla osób które coś potrzebują z danego bosa a ja nie, więc jak wbije połowe capa to max. Dodam że często nei ma co pasować bo przedłużamy lockout na danego bosa jeśli go progresujemy więc farma wczśneijszych bosów odpada. Itemy za repe mnie nie interesują z hc leca lepsze zreszta nie mam czasu na takie bzdety jak reputacja. W tbc wbiłem insane i mi starczy na całe życie kto wbił to wie co to za wysiłek. Na ostatek legendary o ile pierwsza faza z gemem +500 do stat była prosta to druga wymaga 6k valorow co w moim przypadku pomimo aktywnego raidowania stawia w tyle za graczami którzy nie rajdują a to już jakiś absurd. A no i na looking for retard nie chodzę bo nie mam czasu wipować przez jakiegoś retardina który zapisał się jako tank (byłem raz i mi starczy, dla hardcorowców polecam wtorek 22:00 40 wipów mórowane).
To tyle z perspektywy aktywnego raidera.