Po paru godzinach gotów jestem do przekazania pierwszych wrażeń z konsolowego Diablo III. W testach wspierał mnie Jasiek, grając drugim padem na tej samej konsoli. Graliśmy na Xboxie 360.

Ach, stare, dobre Diablo III, jak dawno ze sobą nie graliśmy, jak dawno nie patrzyłem, jak z pokonywanych stworów wysypują się coraz lepsze przedmioty… jak dawno nie przypominałem sobie, jak bardzo poszczególni bohaterowie zależni są od swoich podstawowych statsów… ale to wie każdy gracz wersji pecetowej, co jest unikatowego dla edycji konsolowej? Sporo rzeczy, jak się okazuje. I nie wszystkie z nich fajne.

Układ skilli (na pececie nawet) od zawsze pasował do pada i idealnie widać to zaraz po rozpoczęciu rozgrywki i odblokowaniu slotów na umiejętności. Można na szczęście włączyć elective mode, czyli dowolne dopasowywanie zdolności do klawiszy (bez tego trybu zmuszeni jesteśmy do korzystania ze skilli z czterech różnych kategorii, podczas gdy bardzo często przydają się dwie umiejętności z jednej kategorii obok siebie). Pod lewą gałką mamy poruszanie się, postacie reagują na jej wychylanie szybko i sprawnie.

Równie chętnie toczą się we wszystkie strony po wychyleniu gałki prawej, co w założeniach miało nadać grze nieco bardziej zręcznościowego sznytu, ale niestety niemal w ogóle nie spełnia swojej funkcji. Przyzwyczajony jestem, że na konsolach się nie oszukuje i gdy wróg bierze zamach, to jeszcze nie oberwałem i mam masę czasu na unik czy blok. Nie w Diablo III niestety, tutaj obrażenia zadawane są znacznie wcześniej (w zasadzie tuż po rozpoczęciu animacji ciosu przeciwnika), więc niekiedy obrywa się dobre 4-5 metrów od miejsca, w które trafia cios. Z uników warto zatem korzystać tylko w sytuacji, w której spodziewamy się ciosu – jak uderzenie już leci, nie ma po co się prawą gałką przejmować.

Śmierć jest póki co bezkarna. Można ginąć raz za razem i odradzać się po pięciu sekundach przy ciele, przy punkcie kontrolnym, sojuszniku albo w mieście. Wobec faktu, że gra od samego początku pozwala wybrać sub-poziom trudności, a mnie swędziały palce do trudnego grania, takie rozwiązanie z jednej strony przypadło mi do gustu, ale z drugiej jednak przesadnie ułatwia zabawę. Sub-poziomów trudności jest osiem (trzy odblokowane od początku, pięć po osiągnięciu 10 poziomu), jest to konsolowy odpowiednik pecetowego monster power, czyli mnożnika siły/wytrzymałości potworów. Oczywiście im większy monster power, tym lepsze lecą przedmioty.

Kolejna ogromna zmiana to ekran ekwipunku, pozornie niewygodny, ale po chwili przyzwyczajenia okazuje się znacznie sprawniejszy i fajniejszy niż to, co jest na pecetach. Postać podzielona jest według slotów na ekwipunek, a sprzęt jest od razu według nich filtrowany. Sloty, do których coś nowego podnieśliśmy, oznaczone są gwiazdką. Od razu możemy więc sprawdzić czy gacie, które podnieśliśmy właśnie z ziemi, są lepsze od aktualnie założonych. Efektem ubocznym takiego podejścia jest ujednolicenie w podobny sposób ekranów pomocników, którzy po prostu mają mniej slotów na sprzęt, ale za to dodatkowe sloty na umiejętności.

Skillami można operować znacznie swobodniej niż na pececie, bo zamieniamy je w dowolnej chwili – na przykład pół sekundy przed otrzymaniem ciosu od Króla Szkieletów. Niezależnie od okoliczności można spokojnie zagłębić się w menu i pokontemplować, czy bardziej przyda się nam kula ognia, czy może zmrożenie towarzystwa. Samo menu wyboru umiejętności jest dosyć zawiłe ze względu na możliwość poprawienia skilli runami zmieniającymi nieco ich funkcjonalność, dałoby się to zrobić znacznie wygodniej.

Grafika w wersji konsolowej jest uboższa względem pecetowej, ale to najwyższa konsolowa półka. Jest szybko i płynnie, chociaż nie miałem jeszcze okazji walczyć w gigantycznym tłumie potworów. Drugi gracz nie spowalnia tempa, ale gdy odchodzi na większą odległość, kamera zaczyna się oddalać, ogarniając większy fragment terenu (oczywiście do pewnego stopnia, nie da się rozciągnąć mapy tak, żeby było widać ją całą).

Tyle pierwszych wrażeń, głębsze przemyślenia po tym, jak trochę jeszcze pogram, zwłaszcza przez sieć. Gra pozwala na dowolne kombinacje graczy (typu 3 osoby lokalnie plus 1 z XBL), więc może być ciekawie. [W tym zdaniu napisane było XBLA zamiast XBL, dwa z trzech komentarzy dotyczyły tego błędu. Dżizas, ludzie…]