Wydarzyło się w Polsce wydarzenie. Ktoś kupił w sklepie grę Resident Evil 6, podczas gdy oficjalna premiera tej gry dopiero za 5 czy 6 tygodni. Nie wzrusza mnie specjalnie ten tytuł (bo to japońskie dziwadło), natomiast wzrusza mnie nad wyraz reakcja polskiego dziennikarstwa.

Wszyscy, którzy położyli łapki na tych kilku kopiach RE6 bowiem robią wszystko, żeby tego zgniłego jaja nie dotykać – zapewne pod wpływem interwencji Cenegi. Czytałem już, że recenzji z tego builda nie będzie, bo wydawca sobie nie życzy, czytałem również, że współpracownik pewnego bloga, który to współpracownik kupił grę i wstawił ją na Ebay (trudno mu się dziwić, Modern Warfare 3 na tydzień przed premierą poszło za kilka tysięcy dolarów), został ze składu autorów bloga usunięty.

Niestety we współczesnym świecie mediów jest tak, że synergia dziennikarzy i reklamodawców jest porażająco silna. Nie mówię już nawet o karach typu niewysyłanie niewygodnym mediom gry do recenzji, zmuszanie ich do własnoręcznego zakupu gry czy też blokowanie wysyłki materiałów – a byłem obiektem i jednego, i drugiego, i trzeciego sposobu (oraz piętnastu innych), gdy jeszcze szefowałem axlowym pismom o grach.

Metody były najrozmaitsze i skłamałbym, gdybym powiedział, że się przed wszystkimi obroniłem – czasem trzeba było się ugiąć i zgodzić się na coś, co człowiekowi nie do końca w sercu grało. Natomiast jak oni mnie tak, to ja ich podobnie. Obawa przed utratą reklam oczywiście była, ale moje pisma na reklamach się przesadnie nie opierały, więc i kozakowanie mogło się odbywać na nieco wyższym poziomie (kwestia “nie wyślę Wam gry” była zawsze zbywana śmiechem, bo co jak co, ale grę w sklepie to ja sobie potrafię kupić). Nie zapomnę rozwścieczonego telefonu od niemieckiej pani z Activision, która syczała na mnie, że nie wyśle mi gry (za to wyśle na mnie siedem plag egipskich), bo napisałem niepochlebną opinię o misji No Russian z Modern Warfare 2. Koniec końców obrażona rzuciła słuchawką i gry oczywiście nie wysłała. Pamiętam też zdziwienie paru PR-owców, którym się nagle embargo na jakiś materiał rozsypało, bo postanowiłem o czymś napisać.

W branży zawsze najlepiej działało udawanie głupka, skutecznie chronione prawem prasowym. Skąd mieliście materiały? Z internetu/znaleźliśmy/kupiliśmy od freelancera (to ostatnie w kwestii embarga na jakieś materiały z eventów). I rozmowa się kończyła na tym właśnie. Zawieszenie, jakże potrzebne w z definicji korupcjogennym układzie dziennikarz-PRowiec, działało jak złoto.

W międzyczasie jednak media słabły, a PR rósł w siłę i efekt mamy widoczny dzisiaj. Ktoś kupił Resident Evil 6. A teraz nikt o tym nie chce napisać, bo się boi, że go więcej nie wyślą na event, pominą przy rozdawaniu wersji preview, zmuszą do kupienia revki w sklepie.

Panowie i panie dziennikarze i dziennikarki. Miejcie trochę więcej odwagi. A jeśli nie będziecie jej mieli, to przynajmniej zdobyliście ważną nauczkę na przyszłość: nie pucować się, gdy się coś gdzieś ciekawego znajdzie.

Od razu mówię – ja bym z tego Resident Evila 6 robił recenzję, poradnik i okładkę. Oczywiście nie mówiąc o tym PR-owcowi, bo co go to obchodzi.