Już myślałem, że multi BF-a wciągnie mnie za uszy na długie tygodnie, ale moje dojrzałe i doskonale wyhodowane ADHD dało o sobie znać, więc na tapetę poszło Modern Warfare 3 – w wersji pecetowej dla odmiany. Mój gaming laptop (tak napisali na pudełku, nie jest to Alienware) całkiem porządnie sobie poradził z feerią zniszczeń i wybuchów, którymi MW3 nas (mnie i laptopa) zalało.

Bo Modern Warfare 3, jak się okazało, jest najbardziej wybuchową edycją Call of Duty w ogóle, a Modern Warfare w szczególe – przy czym jest nieco głupsza od pierwszej odsłony, ale znacznie mądrzejsza od naprawdę słabego pod względem scenariusza Modern Warfare 2. Tym razem cały świat jest już w stanie wojny, a my robimy tradycyjną amerykańską wycieczkę Paryż-Berlin-Praga.

Po drodze wpadamy też do Afryki i na Syberię do kopalni diamentów, a wszędzie jest głośno i skryptowo. Jeśli ktoś tak nie lubi – nie znajdzie tu nic ciekawego dla siebie, ale powinien się już zorientować 5 lat temu, że CoD jest CoD-em właśnie. MW3 to taki pomnik postawiony wszystkim pomysłom Call of Duty przez ostatnie lata. Wspominki – są. Kontrowersyjna scena – jest. Śmierć ważnej postaci – jest. Poziom, który na zawsze zostanie mi w pamięci – jest. Poziomy snajperskie – są. Poziomy ze strzelaniem z czegoś nieprawdopodobnie potężnego – są.

Kampania w Modern Warfare 3 to Michael Bay na cracku, jak ktoś to celnie ujął. Budżet zezłomowania samolotu i nakręcenia przekonującej sceny katastrofy to dla Hollywood duża rzecz, ale na ekranie komputera zadanie jest znacznie tańsze – a efekt prawdopodobnie lepszy. Tak, to ten właśnie poziom, który zapamiętam. Rewelacyjny.

Można jęczeć, że w kółko robi się tutaj to samo i że to tylko wirtualna strzelnica, ale to takie narzekanie na CoD-a, że jest CoD-em. Modern Warfare 3 to zdecydowanie najlepszy CoD od czasu niezrównanego, pierwszego Modern Warfare, które zdefiniowało zupełnie nowy gatunek – mimo że jest tu mnóstwo naprawdę fatalnych wpadek scenariuszowych, to jakoś się to łyka na takiej zasadzie, jak kiedyś się łykało Złoto dla zuchwałych. Niestety Modern Warfare 3 nie ma żadnej lekkości tego kapitalnego filmu, jest ciężkie jak imadło i cechuje się podobną finezją.

Zerowe poczucie humoru, poważne traktowanie wydarzeń skądinąd kompletnie groteskowych (jak jedyna chyba choćby minimalnie kontrowersyjna scena śmierci dziecka na wakacjach – szkoda, że spędza te wakacje w stolicy kraju objętej wojną) – to przeszkadza póki człowiek nie łyknie tej konwencji i nie prze do przodu na zasadzie “ciekawe co jeszcze tu wymyślą”. Budynki się walą, scenki QTE przeplatają się z interaktywnymi filmami przerywnikowymi, a postaci są znacznie nam bliższe niż w poprzednich CoD-ach – zwłaszcza Jurij, który zgrabnie łączy w całość fabuły wszystkich części Modern Warfare, dając nam zresztą okazję do bycia świadkiem najbardziej pamiętnych wydarzeń z jedynki i dwójki.

Dla samej siedmiogodzinnej kampanii oczywiście trudno wydać tych sto kilkadziesiąt złotych, ale uspokajam – jest naprawdę dobrze i ani przez chwilę się nie nudziłem. Co niesamowite – faktycznie dało się jeszcze całkiem sporo w dziedzinie spektakularności wymyślić.

Singlom polecam również zmierzenie się z trybem special ops, gdzie wprawdzie niektórych misji nie da się ukończyć bez kolegi, ale poza tradycyjnymi niemożliwymi do ukończenia zadaniami (z których niejedna firma skleiłaby osobną grę i pchała ją jako digi download) mamy tu też tryb hordy, czerpiący sporo z zombiakowatych pomysłów z World at War i Black Ops. Horda i specopsy mają swój pasek expów i system levelowania, za pośrednictwem którego odblokowujemy giwery, misje, a nawet perki. Spokojnie paręnaście (albo i więcej) godzin można tutaj zostawić.

Modern Warfare 3 to więc dla singleplayerowców prawdziwa perełka – kilkadziesiąt godzin gameplaya to nierealnie dobry wynik. A kampania świetnie podsumowuje to, co się w MW działo. Jestem bardzo, ale to bardzo zadowolony. A teraz wracam piłować dalej multi, osobny wpis za 2-3 dni, jak już odblokuję to co chciałem.