Lubię Bioshocki, oba. Dwójce do jedynki niewiele brakuje, a pod wieloma względami jest od niej znacznie lepsza i głębsza (pun intended). Sądziłem więc, że trzeci Bioshock pójdzie w kierunku jeszcze jakiejś innej opowieści o Rapture, ale okazuje się, że twórcom zrobiło się już nieco za duszno w podmorskim mieście i postanowili wzbić się w chmury, do wiszącego pod niebem miasta o nazwie Columbia.

Nie wiem czy to dobry pomysł, wymyślenie sobie drugiej groteskowej utopii, w założeniach znowu podobnej do tej pierwszej. Wiem jednak, że pod otwartym niebem będzie znacznie mniej mrocznie, twórcy więc ewidentnie odsuwają się od horrorowych zapędów BioShocka, na dodatek w głównej roli obsadzając gadającą postać o żywej historii. Nie żebym narzekał na bohaterów poprzednich części, ale tutaj najwyraźniej szykuje się głębsza fabuła, szczególnie że Booker DeWitt to prywatny detektyw.

Tym razem nie będziemy napadani przez dokładnie każdego mieszkańca utopii, co w połączeniu z detektywistycznym wątkiem (no co, musi być, w końcu nasz gość to detektyw) sugeruje skręcenie gry w stronę przygodówki o spokojniejszym, bardziej casualowym tempie. Tezę o casualowości wspiera również fakt, że Bookerowi przez większość gry towarzyszyć będzie piękna pani, która wcale nie będzie kulą u nogi, bo w walce poradzi sobie sama zupełnie bez naszej pomocy. Plus zapewne będzie pełniła rolę VitaChambera i ożywiała nas, gdy za mocno oberwiemy.

Casual plus przygodówka… nawet mi się podoba. Na trailerze wygląda to całkiem przyzwoicie.

Jak myślicie, będzie łatwiej i przyjemniej niż poprzednio?