Jestem wielkim fanem Assassin’s Creeda. Pierwszą część skończyłem z zapartym tchem, wykonując nie tylko tyle misji pobocznych, ile było potrzebnych do przeprowadzenia kolejnego zabójstwa, ale wszystkie – i jeszcze żałowałem, że jest ich tak mało. Dwójka to było spełnienie marzeń, a Brotherhood – rozwinięcie wszystkiego, co się dało w grze rozwinąć. Jako że tę ostatnią skończyłem niedawno, obawiałem się, że Revelations mnie nie zachwyci. Ale myliłem się, bo zachwyciło.

W zasadzie nie wiem co jest tutaj magicznego, ale gra ma w sobie to coś, przez co nie mogę wstać od konsoli. Spróbuję więc spisać pierwsze wrażenia trochę odwrotnie – przez pryzmat wad wymienianych powszechnie jako terminalne problemy Revelations.

Walka jest prosta – owszem, jest prosta, taka jak zawsze była. Ale dzięki nowemu modułowi petard, które skręca się własnoręcznie z trzech składników (korpus, proch, efekt), wkracza na zupełnie inny poziom. Najpierw petarda hukowa, wszyscy zbiegają się sprawdzić co tu tak huknęło, a potem sru – petarda z bieluniem w środek i wszyscy się trują gazem. Albo weselej – strzałka trująca w strażnika i petarda ze złotymi monetami pod nogi. Albo jeszcze inaczej… możliwości jest masa. Oczywiście nie ma żadnego przymusu korzystania z petard, ale po tym, jak sobie przeszedłem wszystkie petardowe tutoriale, dopiero zrozumiałem, jak fajny to jest pomysł i jak zapewne milion jeszcze razy przyda mi się korpus z lontem, który nie wybucha po uderzeniu, tylko po 3 sekundach, więc można go dyskretnie pyrgnąć przez mur, odbijając od ściany.

Miasto jest nieciekawe – owszem, jest tak samo nieciekawe jak Wenecja, Florencja i Rzym. Oh wait… Konstantynopol ma swój smaczek, chociaż faktycznie mógłby się trochę bardziej różnić od tego, co widziałem w poprzednich grach, spodziewałbym się nieco innej architektury – chociaż ekspertem nie jestem, intuicyjnie wydaje mi się, że można było to miasto nieco bardziej uegzotycznić i nie, nie chodzi mi o to, żeby nastawiać więcej meczetów.

Za dużo zajęć przy zdobywaniu kryjówek – owszem, teraz nie wystarczy ukatrupienie kapitana, trzeba go najpierw znaleźć, ale to dodaje pieprzu i tak już ciekawemu wbijaniu się na teren wroga. To, że taka akcja przeradza się w masową masakrę to jedynie wina wykonawcy, a nie gry – dla mnie świetne jest, że da się przejęcie kawałka miasta przeprowadzić zarówno frontalnie, jak i dyskretnie.

Jeśli chodzi o obronę kryjówki i minigrę coś a la tower defense – to nie rozumiem, co się w niej może nie podobać. Mamy sloty na wieżyczki (tutaj asasynów)?. Mamy. Mamy blokady na trasie creepów? Mamy. Mamy specjale, system ekonomiczny, drobne kombinowanie? Wszystko na miejscu. Ale wreszcie – mamy możliwość w ogóle nigdy tych misji nie odpalać? NO JASNE, że mamy. Wystarczy grać ostrożnie, a nie miotać się jak ranny łoś po całym mieście. W tej części wprawdzie status poszukiwanego zgubić trudniej niż poprzednio (zniknęły plakaty, trzeba przekupować heroldów albo polować na agentów wroga), ale jest to zajęcie na minutkę-dwie. Ale nie, lepiej popłakać, że tower defense niefajny…

Metagra z wysyłaniem asasynów na misje jest żmudna – owszem, jest, jeśli poświęca się czas wyłącznie jej. Jeśli traktujemy ją jako tło (a tak właśnie ją traktuję), to jest całkiem przyjemnie, zwłaszcza przy nieco większej liczbie asasynów. W Revelations dodatkowo mam jeszcze cel w tej całej metagrze – awansowanie asasynów na 10 level, obsadzenie nimi kryjówek w mieście, dodatkowe wylevelowanie i misje specjalne, czyniące z nich asasyńskich mistrzów. Metagra jest więc doskonale zgamifikowana i szalenie mi pasuje do klimatu rozgrywki.

Ostrze z hakiem nic nie zmienia – zmienia, i to bardzo dużo. Można się na nim ślizgać na linach (a więc przemieszczać szybciej), jest kilka przydatnych trików na najbardziej upierdliwych strażników, których się żadna kontra ani atak nie imają, jest wyraźne przyspieszenie wspinaczki na wysokich, pionowych ścianach.

Grafika jest, jaka była – nieprawda, jest dużo bardziej kolorowa, a przez to wyrazista, chociaż konsole faktycznie pod względem jakości grafy podpierają się już nosem. Batman: Arkham City jest ładniejszy od Revelations, ale Ezio i Altair też się nie mają czego wstydzić, zwłaszcza że działają w znacznie bardziej zatłoczonym środowisku.

Poziomy Desmonda to jakaś pomyłka – gameplayowo jest to bardzo prosta gra logiczna jak na razie, ale mi, fanowi, podoba się zasypywanie dziur w jego pamięci i przypominanie, skąd się wziął i co się działo w jego przeszłości. Mogło być to tylko filmikiem? Mogło być, i też byłoby fajne. Jest grywalne? Tym lepiej dla tych sekwencji.

Miało być krótko, wyszło długo. Ale wniosek mam taki, że w Revelations należy zagrać, bo gra jest świetna, zwłaszcza dla fanów serii. Polecam.

PS. Doceńcie fotę, bardziej żałosnej nie udało mi się znaleźć 😀