Ciekawa sprawa do przemyśleń – Randy Pitchford z Gearboksa twierdzi, że w tytułach rangi AAA, czyli tych najbardziej oczekiwanych przebojach, dobrze zaprojektowane achievementy potrafią nakłonić do kupna tejże gry łowców achievementów. Randy z kosmosu bierze trochę liczbę 40,000 egzemplarzy dodatkowo sprzedanych achievement hunterom (przy 2 milionach sprzedaży) – a przy tym gdy ostatnio sprawdzałem, nie dysponował równoległym wszechświatem, żeby sprawdzić tę teorię – ale dał mi do myślenia jednym stwierdzeniem.

Powiedział mianowicie, że achievement hunterzy należą do najlepszych klientów, ponieważ statystycznie kupują najwięcej gier ze wszystkich grających. Z tym stwierdzeniem absolutnie się zgadzam – wszak to oni najszybciej “wytysiącowują” tytuły, a potem szybko je sprzedają, żeby kupić nowe i znowu powiększyć gamerscore. Pytanie, czy korzystają z rynku wtórnego jest wtórne – jakiśtam procent na pewno kupują w dniu premiery.

Wniosek płynie jasny – producent każdej gry, która ma słabe achievementy, powinien zastanowić się, dlaczego właściwie nie mógł posadzić creative teamu na pół dnia burzy mózgów i przygotować grę “pod” achievement hunterów. Nie mówię o takich ekstremach jak Avatar czy FIFA WC 2006, ale już gry z serii CoD można spokojnie (i szalenie przyjemnie!) wymaksować i widzę, że każdy znany mi achievement whore ma Modern Warfare i World at War na swojej liście osiągnięć.

Więc od dzisiaj – kto ma słabe achievementy, ten frajer! Pierwszą czapkę z napisem “frajer” zakłada EA za achievementy z Need for Speed Shift!