Lubię, gdy twórcy gier nie traktują mnie jak debila i obdarzają całkiem sporym zaufaniem. To podejście jest charakterystyczne przede wszystkim dla autorów gier niezależnych, którzy od kasy wprawdzie zależni są, ale już od innych podmiotów gospodarczych (typu wydawca) niekoniecznie. Na rynku gier niezależnych dzieje się bardzo dużo, powstają kapitalne tytuły (jak choćby Fez), ale to, na co naprawdę czekałem, to Botanicula, gra autorstwa twórców Samorosta, którym się kiedyś strasznie zagrywałem (i nie ja jeden na pewno).
Oczekiwałem jakiejś niewygórowanej, sympatycznej ceny, ale zaskoczony zostałem podwójnie, bo Botanicula pojawiła się premierowo w humble indie bundle, czyli paczce gier niezależnych, za którą płacimy tyle, ile chcemy, zaczynając od 1 centa. Oczywiście można przycwaniaczyć i zapłacić tego centa właśnie, ale potem nie należy się dziwić, czemu wszystkie gry są do siebie podobne i nie ma już miejsca na sztukę w tej dziedzinie rozrywki.
W każdym razie Botaniculę kupuje się w jednej paczce z Samorostem 2 oraz Machinarium, które chyba gdzieś kiedyś nawet kupiłem, ale nie pamiętam gdzie i kiedy, więc przyda mi się również. Pozostałe dwa elementy paczki to czeski film o pluszowym misiu imieniem Kooky oraz jakaś ultramała gierka o klikaniu na przedmioty (Windosill), która pewnie mnie wciągnie najbardziej z całego zestawu. Te dwie ostatnie rzeczy odblokowują się, jeśli zapłacimy powyżej 8 dolarów z ogonkiem, ale bądźmy poważni i nie płaćmy za premierową Botaniculę mniej niż 8 dolarów z ogonkiem. Ta liczba to zresztą średnia cena wszystkich zakupów.
Na obecną chwilę kupiono prawie 58.000 sztuk tej paczki, płacąc w sumie ponad pół miliona dolarów. Piękny wynik jak na parę dni, a będzie lepszy, bo oferta ważna jest jeszcze przez półtora tygodnia. Zachęcam skorzystać nawet tylko po to, żeby mieć Machinarium i drugiego Samorosta.
Machinarium było w drugim albo trzecim bundlu 🙂
Toż wiem, że było – ale nie kupuję tego jak leci, tylko raz na jakiś czas 🙂 Akurat Machinarium chciałem kupić na iPada, to się okazało, że iPad 2 i wyżej, a ja mam jedynkę 🙁
Cubi – jeżeli nie masz nic przeciwko temu 🙂 – to korzystając z okazji wrzucę swoje wrażenia na samej gry, przekopiowane z innego forum. Może komuś pomoże w zakupie albo go od zakupu odstraszy.
?[…] Mimo wszystko najlepszym rozwiązaniem dla nas wszystkich byłoby stworzenie nowej formy interaktywnej i porządne jej sklasyfikowanie, opisanie i przede wszystkim nazwanie. Nie budziłoby to wtedy żadnych negatywnych emocji. Gracze mogliby pozostać przy grach, natomiast wielbiciele nowej formy mogliby całkowicie skupić się na niej, o grach zapominając.[…]?
Takimi słowami Michał ?Bonzaj? Staniszewski kwituje rozmowę o projekcie Datura. Pasują one bardzo dobrze do coraz większej ilości gier, które powstają w ciągu ostatnich lat. The Journey, Flower, Dear Ester, a także Botanicula są reprezentantami czegoś co trudno zaszufladkować jednoznacznie czy to gra, czy to performance czy interaktywny film. Z tego też wynika spór jak powinniśmy oceniać takie produkcje. Czy traktować je specjalnie, bo są specjalne, czy nie dawać taryfy ulgowej i trzymać się definicji gry jako takiej. Nie będę jednak zagłębiał się w ten spór, ale ocenię grę z dwóch punktów widzenia.
Botanicule traktuję jako widowisko artystyczne.
Gra wypada wtedy dobrze. Poruszamy się po wyimaginowanym świecie pełnym flory, która nabyła atrybuty świata zwierząt. Fauna taką jaką ja znamy jest również, a jakże, ale głównie w postaci wariacji owadów czy mięczaków. Trzeba przyznać, że jest malowniczo i inspirująco, bowiem co chwila napotykamy najróżniejsze formy życia i poznajemy wyrwane fragmenty ich codziennej egzystencji. Jednak Botanicula nie jest jedynie interaktywnym przewodnikiem po zmyślonej biosferze, ale też klasyczną opowieścią o walce dobra i zła, czy starcia śmierci z życiem. Tu słowo klasyczna może nawet zastąpiłbym słowem sztampowa, bo brak w niej niejednoznaczności i zaskakujących momentów, najbardziej kojarzy mi się z formułą bajki dla dzieci.
Świat choć mocno odległy do rzeczywistego, bawi się momentami w postmodernistyczne igraszki, umieszczając elementy z naszej rzeczywistości (np., lądowanie człowieka na księżycu) czy mrugnięcia okiem do graczy (np., robot z Machinarium). Prawie wszystko utrzymane jest nieustannie w żartobliwym tonie, i pojawia się sporo zabawnych sytuacji. Co prawda nie są to żarty, na które wybuchniemy śmiechem, godne opowiadania znajomym przy piwie, a bardziej takie malutkie gagi, na które pojawia się uśmiech w kącikach ust albo wydobywa krótkie ?Hmmm?. Jednym słowem jest miło, intrygująco i sympatycznie, przy jednoczesnym braku monotonii.
Botanicule traktuję jako grę sensu stricto.
Botanicula wypada wtedy przeciętnie, a nawet słabo. Rozgrywka mechaniczne najbardziej przypomina hidden object game. Klikamy myszką w charakterystyczne miejsca i uaktywnia się wtedy jakaś akcja. A to owad ugryzie nas w nos, a to coś zgubi i będziemy mogli podnieść. Tak podnieść, bo jest ekwipunek i czasami zdobytą rzecz trzeba komuś oddać. Jest też kilka mini gierek wplecionych w klimat gry. Niestety wszystko to jest bardzo proste i najbardziej przypomina mi gry dla dzieci, w które czasami gra moja pięcioletnia córka.
Nie mogę wybaczyć twórcom, że otarli się o bardzo grywalną pozycję, o ile tylko chcieliby zrobić prawdziwą grę, a nie performance. Kierujemy pięcioma mocno charakterystycznymi postaciami i aż prosi się tu mechanika a la Lost Vikings czy Commandos. Zamiast żmudnie klikać i przekazywać przedmioty po prostu korzystalibyśmy z unikalnych zdolności bohaterów (jeden umie latać, inny jest chudy, kolejny gruby itd.). O ile byłoby to ciekawsze i pozwoliłoby zanurzyć się w świecie, nie tracąc przy tym nic z definicji gry. Co prawda jest w Botanicula kilka momentów, gdzie trzeba wybrać odpowiedniego bohatera z wszystkich dostępnych, ale kończy się to bardziej strzelaniem w ciemno i obserwowanie porażek poszczególnych postaci, aż dojdziemy do tego właściwego.
Podsumowanie
Po rozgrywce w Botanicule pozostają takie bardzo ambiwalentne uczucia. Z jednej strony świat gry jest unikalny, wzbudza sympatię i zainteresowanie. Podróżuje się po nim bez uczucia znużenia i monotonii. Z drugiej strony, z powodu ubogości ciekawej rozgrywki, czuję się trochę jak po skonsumowaniu hamburgera (czytaj Call of Duty), krótko mówiąc ?zagrać i zapomnieć?. A oto na pewno nie było celem twórców. Pozwolę sobie na odważne stwierdzenie, że może Amanita Design powinna bardziej skupiać się na grze, a dopiero do niej dodać artystyczną wizję. Tak jak to było w przypadku Machinarium, w który po prostu ciekawie się grało na zasadzie przygodówki point & click (oprócz delektowania się historią i światem). Odwrócenie proporcji, czyli najpierw sztuka, a później gra, pozostawiłby takim twórcom jak thatgamecompany, których The Journey jest póki co niedoścignionym wzorem (głównie dzięki pomysłowi smakowania historii z kimś obcym z Internetu). Ostatecznie Botanicula w moim prywatnym rankingu otrzymuje 6.5/10.
P.S. Gdybym nie wiedział wcześniej, że Amanita Design to czeska firma, to po charakterystycznym, dziecięcym śmiechu bohaterów domyśliłbym się, że musiała go stworzyć firma z kraju Krecika 🙂