Kiedyś byłem pod olbrzymim wrażeniem siedmiocedekowej gry Phantasmagoria. Producenci gier, zachłyśnięci możliwościami nowego nośnika i wyzwoleni z żałosnej pojemności dyskietki, rzucili się na nowe medium jak wygłodniałe wilczysko i zaczęli zapełnianie 650-megowych płytek wszystkim co im wpadło pod rękę. Najczęściej wpadali aktorzy na blueboxie, niedoświetleni i w powyciąganych ciuchach, w których przyszli tego dnia na plan.
Przy okazji tej fascynacji powstały takie kwasy jak kwaśny Gabriel Knight II ze skwaszonym Gabrielem Knightem i całą masą polsatowskich serialowych gwiazdorów i nawet gracz kwaśniał przy tej grze, tak żenujące było to podwórkowe aktorstwo.
Potem przez wiele lat zamiast aktorów mieliśmy stojące kukły z polygonów z nieruchomymi oczami, zwykle mozolnie kłapiące szczękami. Kukły o twarzach bez emocji, stąd też takie zdumienie i zachwyt, gdy tylko w jakiejś grze te polygony potrafiły się jakoś układać, w uśmiech czy inny grymas.
L.A. Noire w wersji na Xboxa będzie zajmowało trzy płyty DVD. Dlaczego? Bo autorzy nagrali prawdziwych aktorów (co ciekawe – znowu serialowych!), a potem ich emocje przenieśli na ich zrenderowane twarze. Twórcy nowego Hitmana zapowiadają analogiczną technologię i chełpią się, jaka jest dokładna i piękna, i ile rekwizytów i scenografii potrzebowali do scenek przerywnikowych.
Widzę w tym wszystkim zabawny paradoks. Nagrywanie scenek przerywnikowych do gier AAA staje się bowiem na naszych oczach nagrywaniem krótkich epizodzików serialu – z panem reżyserem, oświetleniowcami, scenografią, pełnym wypasem – a potem renderowaniem ich tak, żeby dało się to pokazać cyfrowo. Ja pytam – po co cyfrowo? Czemu ma służyć cyfryzacja twarzy znanego aktora, skoro równie dobrze można go w scence pokazać na żywca?
Okej, być może wysadziłoby to mnie trochę z klimatu, ale jak sobie pomyślę o tym, jakie koszty trzeba ponieść dla tego jednego, ostatniego kroku nagrania (czyli przerzucenia go na cyfrę), to mi się robi słabo. I pewnie niejednemu producentowi gier też.
Z drugiej strony, skoro już sceny przerywnikowe są tak blisko rzeczywistego filmu, że wystarczy w zasadzie przetłumaczyć jedno na drugie, oznacza to, że jesteśmy całkiem blisko fotorealistycznej grafiki w samej grze. Prerenderowanej, owszem (czyli nie będzie się umiała “sama” policzyć w reakcji na nasze decyzje), ale… już widać, że potrzebujemy jak najszybciej nowych konsol.
Ja grałem w GKII wiele lat po jego premierze i mi się nawet podobał 😛 Aktorstwo rzeczywiście było straszne, ale co tam 🙂
Ja grałem, jak kupiłem sobie takie wielkie pudło Gabrieli Knightów – i też skończyłem, ale chodziłem skwaszony przez tydzień potem 😀
Jestem wręcz niezdrowo podniecony na myśl co będą potrafili zrobić z nową generacją panie i panowie z Ninja Theory i Naughty Dog – mistrzowie scenek przerywnikowych imho. Co do pokazywania ich “na żywca” to – nie dziękuję. Gra ma mnie oderwać na swój wyjątkowy i jedyny sposób. Jeżeli będę miał ochotę na coś innego pójdę do kina. Poza tym pęd w kierunku foto realistycznej grafiki w końcu się zatrzyma. Przemoc jest zbyt obecna w grach video, żeby mogła być fotorealistyczna 😉
Oj tam, GK2 nie był taki zły 😀 A jednego z głównych bohaterów grał Szakal z Kilera 2. Śmieszny miał akcent, taki swojski 🙂
Natychmiast przestań mi przypominać o tym crapie 😀 Zmęczyłem się przy tym GK2 przeokrutnie 😀
a beast within był chyba najlepszą przygodówką fmv, tuż przed under a killing moon… za czasów premiery zdobywał bardzo wysokie oceny, a dzisiaj nadal jest przez wielu graczy dobrze wspominany (np minirecenzje na mobygames). owszem, aktorstwo nie stało, delikatnie mówiąc, na poziomie oskarowym, a i sama gra była nieco gorsza od sins of the fathers (ale pierwszy gabriel imo jest najlepszą przygodówką ever), gk2>>>phantasmagoria, zdecydowanie.
A to bezapelacyjnie. W kategorii przygodówek FMV jest najlepszy. I jednocześnie najgorszy w kategorii “Gabriel Knight” 🙂
Najgorsza podobno była trójka (z polygonami 😉 )
No zatacza kolo, ale sie chyba tyczy powoli kazdego gatunku gier – to samo jest w przypadku Mortala nowego i zachlysniecia sie technologia (i przejscia w 3D w pewnym momencie), a jednak okazuje sie, ze stare klasyczne i wyprobowane metody sa najlepsze. Mi brakuje jakiejs dobrej gry typu Wing Commander (albo Privateer) z filmikami i jakimis nawet drugoplanowymi aktorami (Joey z Friendsow moze byc 😉
Koledzy, chyba nie do końca zakumaliście tę technologię i jej potencjał. Kiedyś mieliśmy kanciastego Quake a teraz mamy wygładzonego Uncharted. MotionScan pozwala nagrać twarz i mimikę człowieka jako siatkę. Dzięki temu tak nagraną głowę można wsadzić w dowolne otoczenie w grze i nią manewrować. Oświetleniowcy są potrzebni głównie na etapie “nagrywania” twarzy. To tak jakbyście chcieli porównać Alone in the Dark do Alan Wake – w sumie to samo…
Oczywiście na razie jest to pierwszy pokaz technologi. Jeżeli połączy się to z jakimiś algorytmami do “upłynniania” animacji to za parę lat będziemy mieli niemal całkowicie dynamiczne postacie w grze z naturalną mimiką twarzy i charakterystyką ruchów.
Zgadzam sie z Cubim – na cholere nagrywac twarz, zeby potem ja wrzucic w polygony? Rewolucja to sie pojawi wtedy, gdy wymysla sposob na takie oprogramowanie polygonow, aby zachowywaly sie jak twarz bez udzialu aktora. Wtedy odpadnie koniecznosc nagrywania, skanowania, tylko po prostu programista bedzie sam modelowal zachowania.
I to, co mnie rozsmnieszylo na jakims filmiku – jakas postac cos tam zywo tlumaczyla innej osobie, z tymi wszystkimi zmarszczkami itp, ale … robila to z glowa odwrocona o 90 stopni, z broda wbita w ramie. Zreszta na fotce powyzej tez smieszy mnie ta szelka. Chyba chlopaki za bardzo sie skupiaja na zwyklym nagrywaniu aktorow w 3d – bo te twarze to po prostu odtwarzanie ‘wypuklych’ filmikow, zamiast naprawde zrobic jakis krok do przodu i zrobic to ‘porzadnie’.
Mam nadzieje, ze ta technologia sie nie przyjmie, i ze ktos wprowadzi prawdziwy ‘render emocji’. A sama gra zbyt sie skupia na tym w zasadzie dosc malo istotnym szczegole, mam nadzieje, ze nie dlatego, ze to jedyny atut produkcji.
chyba kolejna generacja xboxa w domyśle..
@Simplex
GK3 był zajebisty – grafika była makabrycznie brzydka, ale fabuła i sam gameplay były super. Wyprzedzili Dana Browna o ładnych parę lat i do tego dorzucili wampiry 🙂 Fajne było to, że część fabuły działa się niezależnie od gracza – można było ukończyć grę na różne sposoby, można było nie zauważyć niektórych wątków. Mi się bardzo podobało, jak w to grałem.
Notka wnosi wiele nowego do tematu, bardzo ciekawe podejście.
Gratuluje całej strony i mam nadzieje, że będzie się rozwijała.
Dzieki!