[Wpis dla graczy-ajfona-posiadaczy, zaznaczam z góry]

Idzie lato, a więc przed nami długie godziny spędzane na plażach, w samolotach czy pociągach, na lotniskach i dworcach czyli ogólnie poza naszą konsolową gawrą. W takich momentach każdy ajfonowiec błogosławi swój ukochany gadżecik i możliwość szybkiego zajęcia szarych komórek jakąś grą.

Przejrzałem mój własny telefon pod tym kątem i oto co kupiłem, w co zagrałem i – przede wszystkim – w co gram regularnie.

Zacznę może od mojej teorii “niesubstytucyjności” smarfona z normalną konsolą jaką mam w domu. A konkretnie gier, jakie sprawdzają się na jednej i na drugiej. Może dla jednych nie będzie to żadne odkrycie, ale może też zdziwi to tych, którzy napalają się na znany tytuł z Xboxa wydany na handhelda – mnie w każdym razie zupełnie nie kręcą “normalne” gry w wersji przenośnej. Rządzą za to szybkie, pomysłowe gierki robione z myślą o tym urządzeniu, o jego ekranie dotykowym i o tym, kiedy i jak się najczęściej w nie pocina.

Ale spójrzmy na konkretne tytuły:

Czego nie polecam:

Settlers – fajne, ale jednak kiedy zajdziemy dalej w grze i nasze terytorium się rozrasta, sterowanie na małym ekranie robi się uciążliwe. Pograłem bardzo intensywnie trzy-cztery wieczory i odpuściłem

GTA Chinatown Wars – dużo wydanych pieniędzy, dużo megabajtów do ściągnięcia, zagrałem dosłownie raz. Jeśli GTA to tylko i wyłącznie na normalną konsolę, wielki telewizor, dobry dźwięk i wygodny kontroler. Substytut na iPhona budzi we mnie tylko niesmak. Pozycja dla totalnych desperatów.

W co pogrywam:

Dark Nebula – fajne, ale jakoś nie mogę się w to wciągnąć na dłużej. Sterujemy kulką toczącą się po platformach i szynach korzystając z żyroskopu iPhona. Bardzo ładne wykonanie, ale liczy się w 100% skill, co w pewnym momencie wymaga po prostu treningu i bezbłędnego opanowania każdego levelu. Dla zwolenników kręcenia nadgarstkiem.

Doodle Jump – taki ajfonowy makdonald. Niby nie gram, ale czasami się skuszę. Z naciskiem na “czasami”, kiedy to już naprawdę nie mam co robić z nudów. Jednorazowa sesja nie trwa dłużej niż dwie, trzy minuty, gra nie ma absolutnie nic, co by mnie motywowało do ciśnięcia rekordów czy szlifowania skilla. Dla tych co nie grali – skaczemy do góry małym ludkiem, który spadając musi odbić się wyżej lądując na małych schodkach. Sterowanie podobnie jak poprzednio – ruchem dłoni przy wykorzystaniu żyroskopu.

Demolition Master – przechodzimy powoli do gier które lubię. Dlaczego? Bo łączą dwa warunki do sukcesu – logiczne kombinowanie i trochę przypadkowości, która ubarwia rozgrywkę. W DM podkładamy ładunki wybuchowe w dowolne miejsca konstrukcji. Po ich odpaleniu całość musi zawalić się poniżej określonego poziomu. Z czasem konstrukcje są coraz bardziej trwałe i obszerne, więc gra polega na ciągłych obserwacjach i modyfikacjach rozłożenia ładunków.

Lumines – jedyna gra, w którą mogłem grać non stop (na wakacjach) na PSP, zanim nie zostawiłem tej konsoli w samolocie (i czego specjalnie nie żałowałem…). Niestety, w jej przypadku sterownie zaproponowane dla touch-screena jakoś mnie nie przekonuje. Niby gra się podobnie, ale kiedy robi się gorąco i potrzebna jest już maksymalna szybkość przesuwania i rotacji klocków – coś trochę mi nie pasuje. Warto mieć, kiedy inne gry się znudzą. Dla tych co nie grali – klon Tetrisa.

Flight Control – ajfonowy klasyk. Typowa gra “na jedno sranie”. Sprowadzamy samoloty do lądowania malując paluchem po ekranie tory lotu. Podobnie jak Dark Nebula gra szybko pokazuje że wyżej dupy nie podskoczysz, więc jeśli ktoś lubi to-samo-tylko-co-raz-trudniej bardziej niż kolejne nowe pomysły na konstrukcję levelu to proszę bardzo, gra idealna w takim wypadku. Z gry, w którą grałem dosyć często stała się raczej pozycją, którą pokazuję nie-iPhonowcom, bo nauczyć się można jej w minutę a po drugiej sprawia już dużo radochy.

Harbor Master – jak wyżej, tyle że rozładowujemy statki. W sumie nie wiem po co kupowałem…

Peggle, Plants vs. Zombie, Bejewled – czyli święta trójca od PopCapu – pisał o tym Kuba wcześniej u nas na blogu, nie ma sensu więc żeby się rozwodził nad tematem poza stwierdzeniem że każda z nich jest zupełnie inna, a jednocześnie każda z nich jest zajebiście uzależniająca, wciągająca i warta każdego centa wydanego na zakup. Zakup OBOWIĄZKOWY – od razu wszystkich trzech na raz, ma się rozumieć.

Ports of Call – przykład tego jak się nie powinno robić na iPhona gier, które jednak warto by zrobić. Zapewne nie ma wśród czytelników naszego bloga takich, którzy pamiętają pecetowego klasyka Ocean Trader, w skrócie więc powiem że i tutaj chodzi o ekonomiczną strategię z gatunku “buduj flotę, wysyłaj z towarami po świecie i zarabiaj pieniądze”. Dla fanów akcji zręcznościowych jest opcjonalnie moduł cumowania statku do kei w porcie.

Niestety, to co jest elementem obowiązkowym każdej dobrej gry na iPhona czyli dopracowana grafika, leży tutaj i kwiczy. Chamskie przeniesienie starej gry z peceta na kolorowy wyświetlacz o wysokiej rozdzielczości aż boli w oczy. Screen poniżej wyjaśnia wszystko i nawet mi, hardkorowemu fanowi tego specyficznego gatunku nie pozwala na dłużej wczuć się w rozgrywkę. Szkoda.

Orbital – takie właśnie gry lubię na ten telefonik. Prosta, ale wciągająca. Logiczna + lekko losowa. Obiecująca coraz lepsze wyniki po lekkim skupieniu i główkowaniu, nie narzucająca szybko ostrego tempa na wznoszącej krzywej trudności. Wypuszczamy małe pociski, które po zatrzymaniu  rosną w okręgi do czasu napotkania na opór krawędzi ekranu lub innego okręgu. Naprawdę warto zagrać i trzymać na stałe pod ręką.

Carcassonne – planszówka przeniesiona na Xbox Arcade a teraz na iPhona. Układanie kolejnych pól z drogami, zamkami i zdobywanie punktów za przejmowanie tak tworzonego terenu. Wciąga, zmusza do myślenia i trzyma pewien element niepewności przy końcowym punktowaniu. No chyba że ktoś jest naprawdę spostrzegawczy, ma dobrą pamięć i łeb do matematyki – jeśli nie, komputerek zrobi to wszystko za was. Grać można przeciwko AI ale również przez internet z ludźmi (przyznam, że jeszcze nie próbowałem). Szczerze polecam na wakacje!

Angry Birds – absolutnie mój numer 1 ostatnich tygodni. Zasady proste jak drut – strzelamy z procy różnymi dziwnymi ptaszyskami w konstrukcje, które mają zawalić się na łeb zielonym prosiakom. Lekko absurdalne poczucie humoru, wesoła kolorystyka, dopracowany dźwięk i grafika, cała masa poziomów, perfekcyjny balans między skillem a fuksem – gra niemal idealna na iPhona. Może zająć nam chwilę, może wciągnąć na całe godziny. Coraz trudniejsze poziomy nie frustrują, bo w końcu i tak znajdziemy rozwiązanie i patent na to, gdzie które ptaszysko wystrzelić. O klasie tej gry niech świadczą entuzjastyczne oceny użytkowników i rzadko spotykane 5 pełnych gwiazdek przy setkach oceniających. Jak dla mnie – pozycja obowiązkowa.

Naturalnie posiadaczy najlepszego smartfona na świecie (tak, odpalajcie palniki…) zachęcam do dzielenia się własnymi rekomendacjami dobrych gier na rozpoczynające się wakacje! I oczywiście – życzę wszystkim miłego wypoczynku!

massca