Zanim przejdę do tematu – dzień dobry, witam. Mam tu konto od zdaje się pierwszego tygodnia istnienia bloga, ale trzeba było Wiedźmina 3, żebym się w końcu wziął za siebie i coś napisał. No wiem, wstyd… Żebyście wiedzieli ile razy to słyszałem od Cubiego.

Ale do rzeczy – gram od ponad tygodnia. Jestem w jakichś 20, może 25% głównego wątku. Nie wiem kiedy skończę tę grę, ale zdecydowałem się wystawić ocenę, bo czuję, że już zobaczyłem i przeżyłem dość, żeby móc z siebie wypluć tę znienawidzoną przez wszystkich i niepotrzebną cyferkę (uwielbiam cyferki). Zresztą czułem to od pierwszych chwil, kiedy zobaczyłem W3 półtora roku temu, w czwartym dniu mojej pracy w REDzie.

Nie jestem już recenzentem, nie pracuję w RED, nie muszę nawet próbować się silić na “obiektywizm”. Mogę napisać tekst całkowicie osobisty i stronniczy. Oddający gotujące się we mnie emocje wzbudzone tą grą, a jest tych emocji niemało. I, mam nadzieję, uzasadniający, czemu daję Wiedźminowi taką ocenę a nie inną.

Wiedźmin 3 ma błędy. Ma też niedoróbki. Ma czasem dyskusyjne wybory w designie i nienajlepszy plecak. Na konsolach ładuje sie wieki i ma dropy płynności, a do tego wywala się  na PCmateracach. Ma wiele bugów, jak niestety wszystkie gry wychodzące w czasach powszechnego internetu – skoro można patchować Day 0 to można też na golda dać wersję z babolami. Mimo tych wszystkich wymienionych i niewymienionych wad, których jestem w pełni świadom, jest Wiedźmin  jedną z tych rzadkich gier, którym  niemal bez wahania wystawiam 10. To najlepsza gra z otwartym światem w jaką grałem i jedna z najlepszych gier z którymi miałem styczność.

Wiedźmin 3 jest najlepszy nie tylko dlatego, że w końcu mogę być takim prawdziwym wiedźminem, co to do wioski przyjedzie, z babą przestraszoną pogada, zlecenie weźmie, a potem w feerii flaków i znaków zarżnie potwora (czyli krótko mówiąc – ucieleśnieniem moich marzeń od kiedy pierwszy raz dowiedziałem się co to wiedźmin i co robi). Nie tylko dlatego, że ma świetne dialogi i barwne postacie, do których (i po jakże częstej śmierci których) czuje się jakieś emocje. Nie tylko dlatego, że daje mi organiczną przyjemność z walk tak z ludźmi jak i z monstrami – ach te półpiruety, zwody, parowania i cięcia w kwartę rozpłatujące wrogów na połówki. Nie dlatego, że ma olbrzymi, żyjący świat, w którym prawie nie ruszam głównego wątku a i tak ciągle mam tysiąc pomysłów co ze sobą zrobić. To wszystko ważne, ale jest jeden element, który sprawia, że wszelkie błędy przestają mieć znaczenie, a wymienione zalety stają się tłem dla czegoś ważniejszego.

Wiedźmin mnie uwiódł bo ma prawdziwy #hjumantacz. Czuć w nim,  że jest grą, stworzoną przez ludzi. W czasach kiedy za tworzenie grafiki czy questów zaczynają odpowiadać algorytmy, to wcale nie taki banał. Wiedźmin jawi mi się jako prawdziwe rękodzieło, którego każdy element tknięty jest ludzką ręką – każdy przemyślany (lepiej lub gorzej – do ciebie mówię interfejsie), każdy z kunsztem wykonany. Nie wrzucony ze sztancy, jak domki w kolejnych Assassinach, w których można zauważyć modele jeszcze z jedynki (I shit you not – w Unity wypatrzyłem dachy niemal identyczne jak na suuku w Jerozolimie). Nie wygenerowany jakimś programem, który sam zalesi, doda NPCe i grupki mobów, jak DUNIA w Far Cry’ach, czy whatevertheyused w Dragon Age’u. Tu wszystko zostało wymyślone i wymalowane przez prawdziwych artystów. Każde drzewko posadzono tak, żeby robiło wrażenie jakby w tym miejscu rosło od lat. Każda kamienica w Novigradzie czy Oxenfurcie wygląda jak wybudowana cegła po cegle, a nie przeklejona kopipastą. Wioski wyglądają jak wyjęte z obrazów Chełmońskiego – swojskie, ale jednocześnie niemal zawsze kryjące jakąś tajemnicę, malownicze i tak strasznie polskie, że niemal czuć cebulę. No i te krajobrazy! Niech za ilustrację posłużą te obrazki (http://imgur.com/a/9GLKn), które zresztą nie oddają pełnej prawdy, bo się nie ruszają.

Ta ręczna robota jest wyczuwalna nie tylko w oprawie. Gdzie nie pojadę, tam znajduję coś, co na mnie czeka – coś co nie będzie zwykłym pojedź-przywieź, ale małą historyjką, z często bardzo gorzkim morałem. Każdy quest to mini-opowiadanie o Wiedźminie, czyli umówmy się, to co w Wiedźminie książkowym było najlepszego (jestem jednym z tych, którzy sagę ciągle męczą, a opowiadania przeczytali po kilkanaście razy). Jak to u REDów zadania mają swoje konsekwencje, które potem można bardzo boleśnie odczuć. Wybory, jak zwykle, nie są jednoznaczne, więc często siedzę z palcem w powietrzu, zastanawiając się którą opcję dialogową wybrać. Sama świadomość tego, że nie wiem kiedy i jak owe konsekwencje się objawią, sprawia, że wybory są o tyleż cięższe do podjęcia – jak w życiu. Mało znam gier, które coś takiego potrafią, a takich z otwartym światem żadnej. Oprócz Dzikiego Gonu. Rockstar, czy Ubisoft mogą się uczyć od RED jak powinno się robić singleplayerowe gry open world. Nie zrozumcie mnie źle – obie te firmy robią genialne gry i bardzo dobre open-worldy, ale daleko im do tego jak RED, w niezwykle zgrabny i “organiczny” sposób, potrafi wypełnić swój świat życiem.

No właśnie – życie. Od ponad tygodnia żyję w Wiedźminie. Nie mówię w przenośni, choć nie ukrywam,  że gra była głównym tematem moich rozmów, ale dosłownie – kiedy w niego gram, to żyję życiem bohatera. To jedna z dwóch gier (oprócz Red Dead Redemption) w której przez wioskę przechodzę a nie przebiegam, bo jakbym biegł to czułbym się OOC (out-of-character). Chodzę po okolicy, rozglądam się, a to potwora zabiję, a to wykonam jakieś zadanie. Ruszę główny questline, żeby nie robić zadań 6 poziomów niżej, a potem porzucę go, by poszukać zbroi Szkoły Kota (podobno najlepsza z wiedźmińskich, ale i tak chcę poszukać niedźwiedziej). Czas płynie, a ja jestem całkowicie, po samiuteńkie uszy zawieszony w fantazyjnym świecie. Taki stan jest dla mnie dokładnie tym, czego szukam w grach wideo i czuję go bardzo rzadko. Taki stan jest też w moim głębokim przekonaniu istotą tego, czym powinny być komputerowe RPGi.

Wiedźmin stał się moim  medium. Moim serialem HBO, który sobie odpalam i się w nim taplam godzinami. Od dawna nie miałem takiego wrażenia w grach i dlatego mimo 50 sekundowych loadingów które (excuse my French) NA MAKS MNIE WKURWIAJĄ to dla mnie tytuł na dyszkę. Jest dla mnie absolutnym Notre Dame gamingu, Opus Magnum (czy właściwie Magnum Opus ;)) CD PROJEKT RED, olbrzymim, nieprawdopodobnie ambitnym projektem, który wymagał pracy pozostającej poza wyobraźnią przeciętnego człowieka. Uwierzcie mi – widziałem jego produkcję i nadal nie ogarniam jak to było możliwe. Zdaje się że REDzi też nie do końca :D. Skala tej gry i poziom jej dopracowania (nie technologicznego – cały czas pamiętam o bugach, które z pewnością będą usuwane w kolejnych patchach) artystycznego, filmowego, literackiego i gameplayowego zasługują po prostu na najwyższą ocenę. Ocenę przy której niedoróbki oraz downgradegate nie mają najmniejszego znaczenia. Jak mówił klasyk “Niech wady nie przesłonią nam zalet” – Wiedźmin 3 osiąga tak wiele na tak wielu polach, że techniczna niedoskonałość nie powinna mieć wpływu na ocenę. U mnie nie ma, zwłaszcza że nie doświadczyłem ani jednego buga uniemożliwiającego grę, oprócz crasha w gwincie na początku.

Wiem że przywiązanie do cyferek jest głupie, ale zbyt długo wystawiałem oceny, żeby nie chcieć zmieniać tego przyzwyczajenia. Oceny to tak naprawdę manifesty, a nie arytmetyczna średnia z naszych uczuć, bo z uczuć nie da się wyciągnąć średniej. 10 to klasyczna ocena manifest (podobnie zresztą jak 8.5 :P), bo wiadomo, że tak naprawdę każdej grze można coś zarzuć. To ocena, która ma mówić: “w tej grze zaklęty jest geniusz – wszystkie wasze racjonalne argumenty są zauważone i oddalone”. Wiedźmin 3 to właśnie przypadek takiego geniuszu zaklętego w grę.

W swoim życiu wystawiłem bardzo mało dyszek, bo bardzo niewiele gier zrobiło to co Wiedźmin 3 – wykreowało wiarygodną wirtualną rzeczywistość. To jeden z tych rzadkich tytułów, które oferują stuprocentowy trip – podróż do innego świata tak przekonująco wykreowanego, że jeszcze Snoop będzie się z niego uczył się historii, wyśmiewając Grę o Tron jako historyjkę dla naiwnych dzieci.

Właściwie to odwołuję tę dychę.

Wiedźmin/10

PS. Ten tekst pisałem z niegasnącym przekonaniem, że marnuję czas, który mógłbym poświęcić na granie.