W przeciwieństwie do Cubitussa przygodę z Call of Duty: Black Ops zacząłem tak jak mam w zwyczaju w przypadku tej serii, czyli od przejścia kampanii na Veteranie. Powiem od razu bez ogródek – tak trudnego “singla” w kategorii shooterów nie grałem od lat. A może i wcale.

W tej edycji chłopaki z Treyarch odpuścili sobie dowożone na stanowiska przeciwnika taśmociągiem granaty. Wybrali się za to na finały WCG, ze stoperem w dłoni zmierzyli że czas jaki mija od pojawienia się celu na ekranie do wypłacenia headshota to maksymalnie dwie sekundy, obcięli to o połowę i zaimplementowali tysiącom wirtualnych wrogów, jakich przyjdzie nam odstrzelić w kampanii. Moment, czy dodałem, że parametr “endless spawn” ustawiono na ON ?

Litość to ostatnia rzecz jakiej możecie spodziewać się w tak postawionej sprawie.  W sumie giniemy tak często, że z czasem rodzi się się w nas specyficzna odporność, godzimy się z faktem, że dostajemy w czapę i nie wiemy nawet od kogo i z której strony, akceptujemy sokoli wzrok snajperów zdejmujących nas z drugiego końca mapy, zakasujemy rękawy i bierzemy się za analizę przejścia każdego poziomu. Z takim nastawieniem mogę ostatecznie stwierdzić, że w całej kampanii pojawiają się chyba tylko dwa momenty w których czułem się totalnie bezradny. W pierwszym z nich spędziłem na próbie przejścia dalej jakieś 3 godziny i w ostateczności zacząłem szukać na YouTubie filmików z poradami jak się z tym uporać.

Największym bólem w dupie są niewątpliwie długie checkpointy, którymi  COD:BO lubi kończyć każdą misję. Idziemy, giniemy, idziemy dalej, giniemy, idziemy jeszcze dalej, giniemy i tak do granic wytrzymałości psychicznej. Oczywiście mając w kolekcji trzy poprzednie calaki w COD wiedziałem że nie odpuszczę, bo czasami jestem uparty i lubię jasno określone cele, ale uwierzcie mi na słowo – nie jest lekko.

Jeśli łatwo się frustrujecie, nie ma sensu nawet zaczynać. Jeśli myślicie, że jesteście odporni na śmierć co kilkanaście sekund – przemyślcie to dobrze. Jeśli jednak marudzicie, że gry dzisiaj są łatwe i krótkie – zapraszam do tańca. Przejście kampanii na weteranie zajęło mi dokładnie sześć wieczornych sesji, każda po 2-4 godziny grania.

I skoro jesteśmy przy temacie – Kuba napisał dużo o grze, więc nie będę powielał jego ciężkiej pracy nad tym blogiem, dodam tylko od siebie że była to wg. mnie najlepsza kampania single-player w historii COD pod każdym względem, ze szczególnym naciskiem na scenariusz i sposób narracji. Jak widać zatrudnienie do pomocy eksperta z Hollywood w przypadku takich produkcji ma sens.

W COD:BO powinien zagrać każdy, i ten kto kocha strzelanki i ten kto za nimi nie przepada, ale raz na jakiś czas ma ochotę sobie zarzucić coś dobrego.

Teraz jest właśnie na to czas. Byle nie na veteranie 😉

massca