Kiedy trzy lata temu zakładałem tego bloga, tworzyłem zgrany duet z moją konsolą (X360). Ona w pełni sił witalnych, tryskająca miesiąc w miesiąc świeżymi tytułami, czarująca grafiką i grywalnością. Ja też nie mogłem narzekać – dobra, spokojna praca blisko domu, tolerująca moje hobby żona, dużo czasu na granie i pisanie.

Ale czasy się zmieniły.  W moim życiu pojawiła się rok temu wspaniała córka. Z jednej strony motywuje mnie do rzeczy do których nigdy wcześniej nie mogłem się zabrać (regularne bieganie, łącznie z ukończeniem maratonu miesiąc temu), z drugiej jak mały wampir któremu nie można się oprzeć wyciąga ze mnie resztki dziennych pokładów energii. Po całym dniu w pracy i całej procedurze zabawy, kąpania i usypiania malucha mam tylko ochotę walnąć się na kanapę i ….

No właśnie, kiedyś sięgałem po pada. Dzisiaj sięgam po …aj-pada. Przechodzę wolną, ale nieubłaganą konwersję z hardkora na dobiegającego czterdziestki applowskiego każułala. Oceńcie to jak chcecie, ja piszę szczerze jak jest.

Mam coraz mniej ochoty i siły na granie na konsoli. Po pierwsze, nie ma właściwie tytułów które by mnie szczerze elektryzowały (wyjątek od reguły : nadchodzący BF3, OK, niech będzie, ten jeden…) . Każda nowa gra która mogłaby mnie ewentualnie zainteresować ma w tytule na końcu jakaś cyferkę. Dwójka, trójka, dziesiątka. Zero nowych pomysłów, jazda na sprawdzonych patentach. Dostaję to samo, tylko ciut więcej i ciut inaczej. Nie mówię że te gry są złe, nie. Po prostu już mnie nie ekscytują. Ilość ponad jakość. Kasa ponad pomysł. Możecie się nie zgadzać – to tylko moje odczucia.

Jest jeszcze inny aspekt – czasami po prostu mi się nie chce. Kiedy przechodziłem z PCta na konsolę, wszystko było proste, łatwe i szybkie – wziąć pada, wsadzić płytę, zacząć grać. Teraz nawet to sprawia mi problem. Z wiekiem zauważam kolejne przeszkody na drodze do rozrywki – poszukać pada, wyciągnąć z ukrycia (przed łapkami córy) pudełko z grą, zamienić dysk z Teletubisiami na dysk z Deus Exem, włączyć telewizor na odpowiedni kanał, włączyć wzmacniacz, wyciszyć telewizor, podłączyć słuchawki (córa śpi) i na koniec przypomnieć sobie o co chodziło w ostatnim levelu Duesa i na którym shackowanym komputerze był ten Ważny Email przy którym ostatnio zasnąłem.

A może to iPad2 którego mam od paru miesięcy tak mnie rozpuścił? Tutaj rozrywka jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Biorę w dłoń, klikam w ikonę, dwie, trzy sekundy później gra czeka na moje palce. A może to fakt, że nowości kosztują parę złotych za sztukę i pojawiają się każdego dnia? Może to niesamowite pomysły na jakich opierają się najlepsze aktualnie gry na tę platformę? Pomysły, które nie wymagają wielkich, milionowych budżetów, korporacji i kampanii reklamowych. Proste, wciągające gry, które zapewniają mi jedno – miły, piętnastominutowych masaż szarych komórek tuż przed zaśnięciem.

Nie chcę porównywać jednej platformy z drugą. To nie ma sensu. Tak samo jak nie ma sensu robienia na tablety gier, jakie dominują na stacjonarkach. Każde zwierze ma swoją strefę wypasu i tak samo jest w grach. Chcę tylko popełnić ten wpis, żeby zostawić po sobie ślad w tym ciekawym momencie dla aktualnej generacji konsol Microsoftu i Sony. Momencie w którym coraz więcej hardkorowców wraca do high-endowych pecetów, dających im doznania wizualne jakich już nie zobaczymy na Xboxie czy Plejaku i momencie w którym weterani gamingu tacy jak ja zwracają się w stronę tabletów i smartfonów oraz gier niedawno jeszcze pogardzanych i lekceważonych.

Widzę bowiem w tym segmencie potencjał. I to tak wielki, że kolejna generacja konsol stacjonarnych stać może pod dużym znakiem zapytania. Presję poczuły już przenośne konsolki Nintendo i Sony, tracąc powoli rację bytu, za moment ten sam chłodny oddech przenośnego wymiatacza ze 100% cyfrową dystrybucją tysięcy gier owieje te wielkie grzmoty jakie kurzą się w naszych salonach. Wystarczy bowiem podpiąć iPada pod telewizor i już mamy konsolę dla tych, którzy wolą większą odległość od ekranu. Sterowanie? Pryszcz, za moment pojawią się kontrolery i do tego.

Wiem, że nie przekonam hardkorowców którzy tną co wieczór na konsolach czy pecetach. Ale wierzę, że ci których czas i życie docisnęło już trochę do gleby i na starość zafundowali sobie iPada czy innego przenośnego gadżeta, przeżywają swoją drugą grową młodość. Cieszą się, widząc to co widzieli na ZX Spectrum czy Atari: gry są znowu takie jak kiedyś: zręcznościowe, logiczne, proste, tanie, krótkie ale pomysłowe, zaskakujące, śmieszne czy zakręcone. Znudzi ci się po dwóch godzinach? Trudno, nic się nie stało, wydałeś na nią pewnie mniej niż na piwo w knajpie. Puk, puk w ekran, kupiona następna. I w ten sposób miesięcznie gram w dziesięć czy dwadzieścia nowych gier, wydając na to mniej niż na n-tą cześć jakiegoś odgrzewańca na Xboxa.

Starość nie radość. Może dlatego przyszedł czas na nowość…?

 

I na koniec zaproszenie:

www.iGranie.com

Nowy serwis, w który stworzyliśmy razem z Cubitussem, poświęcony temu co najciekawsze na platformę iOS. Wszystkich którzy posiadają zabawki Jobsa, lubą grać i szukają szczerych rekomendacji – zapraszamy.

Pozdrawiam

massca