Mój iPhone zachęcił mnie wczoraj do aktualizacji OSa, obiecując w zamian smakowicie brzmiące danie główne tej operacji czyli “GAME CENTER“. Dla tych którzy się nie orientują: chodzi w skrócie o oficjalny “profil gracza”, który gromadził będzie nasze osiągnięcia (bez skrępowania nazywane tak jak na Xboxie achievmentami) , udostępniał nasze wyniki i rankingi innym graczom oraz dawał szansę na porównanie tego ze znajomymi, których możemy zaprosić do swojej listy. Naturalnie pod warunkiem że mają też iPhona.

Jako gracz nie mogłem zwlekać, tym bardziej, że ta nowość (na platformie Appla) jest czymś, od czego już wcześniej uzależnił mnie Microsoft na X360. Moje drugie, zagracone ja.

Sam layout (tu po lewej) wygląda cholernie topornie, wręcz nie-Applowo i moim zdaniem przejdzie szybki retusz w najbliższych miesiącach. Również developerzy muszą uaktualnić swoje gry, tak aby były kompatybilne z Game Center.

Ale ja w sumie nie o tym.

Ktoś ostatnio zasugerował mi użycie mojego nowego, dosyć szybkiego laptopa (służącego do pracy) do skonsumowania nadchodzącej, dużej, pecetowej  premiery (mniejsza o tytuł). Dobra okazja do powrotu na platformę sprzed lat, gra też wspominana przeze mnie miło. Ale…

No właśnie. Ale co z tego będę miał – oprócz przyjemności z grania i satysfakcji z zakończenia? I to przeraża mnie w pewnym sensie najbardziej – granie poza moim growym profilem straciło straciło dla mnie praktycznie wartość.

Owszem, rzućcie mnie na rok na bezludną wyspę z jedną wtyczką 220V – będę grał do upadłego w cokolwiek, na czymkolwiek. Ale żyjąc w cywilizowanym świecie, będąc niemal 24/dobę podłączonym tak czy inaczej do internetu stałem się na własne życzenie niewolnikiem własnego profilu. Przede wszystkim tego Xboxowego, bo w to tłukę najwięcej i najpoważniej, ale być może ten mobilny, Applowy będzie niedługo jego przedłużeniem.

Tak, wiem, gra się dla grania, a nie tego co po graniu zostaje. Ale jest coś niebezpiecznie hipnotycznego w mozolnie budowanym profilu gracza. Co …?

Po pierwsze – aspekt ambicjonalny. Tudzież EMOcjonalny. Gram w nadziei że ktoś tam kiedyś zobaczy moje calaki, moje skończone na hardzie gry, moje wyniki, rekordy, pokonane challenge. Nawet jeśli będzie to jedna osoba na rok – gdzieś tam w głębi tkwi nadzieja, że doceni wysiłek i poświęcenie. Może to naiwne, może to dziecinne, ale sprawia mi przyjemność. I sądząc po fanach maksowania wyników i zdobywania plakietek i “aczików” – nie jestem w tym zboczeniu sam.*

Po drugie – aspekt kronikarski. Lubię spojrzeć na to w co grałem, lubię spojrzeć sobie wstecz i bez sięgania po klaserek z dyskami  przypomnieć sobie gry, które zostawiłem “na potem” . Lubię też w sezonie ogórkowym sprawdzić gdzie zabrakło mi sił na wyciągnięcie z gry jeszcze stu czy dwustu punktów i tchnięcie w zakurzone starocie jeszcze trochę życia. Ułatwia to też szybki skan w przypadku odwiedzających mnie gości, których trapi problem “co byś polecił”. Wystarczy wejść w listę rzeczy granych i pokazać  co było warte mojego czasu. I tak przechodzimy do punktu trzeciego, który ma chyba największe praktyczne znaczenie…

… Aspekt rekomendacyjny. Żyjąc w czasach gdzie opinia Znanego Redaktora Drukowanego Pisma o Grach traci coraz bardziej na znaczeniu, szukam wartościowych ocen tego co pokazuje się w sklepach wśród zwykłych graczy. Fora, blogi, komentarze, statusy na Facebooku, rozmowy na skajpie czy na firmowej stołówce – to tam szukam prawdziwych rekomendacji. A profil każdego szanowanego przeze mnie gracza jest tu punktem wyjścia.

I nie ujmując nic profesjonalnym recenzentom – czasami zaglądam w ich gamertagi, z ciekawości sprawdzić po punktach i osiągnięciach ile naprawdę spędzili czasu z grą. Wynik? Z reguły tyle, by starczyło na skleceni recki. Ja niestety, czasu mam na granie niewiele, staram się być selektywny i po pierwsze posłucham tego, kto dostaje za granie punkty gamerscore, a nie pieniądze . Dzięki temu sięgnąłem w życiu po wiele gier, na które nawet nie spojrzałem w dniu premiery.

Czy wobec tego zagram w kiepską grę, która daje szybkie i łatwe punkty? Na pewno nie.

Ale czy zagram w dobrą grę w środowisku, gdzie brak takiej nagrody a po moim wysiłku nie zostanie żaden wymierny ślad…? Tego już nie jestem pewien.

Tak samo jak tego, czy mam się tym martwić czy mieć to w sumie głęboko w dupie i trzaskać punkty dalej …

massca

___

* W chwili kiedy to napisałem, zajrzałem z ciekawości na forum www.xbox360achievements.org. Statsy?

Currently Active Users: 1592. Threads: 221,086, Posts: 3,224,759, Members: 347,158, Active Members: 38,597