Na kilkadziesiąt minut przed odblokowaniem wersji pecetowej postanowiłem podzielić się swoimi spostrzeżeniami po kilku godzinach gry w konsolowego (PS4) Wiedźmina III. Jedynkę ledwo liznąłem, od dwójki odbiłem się po dwóch godzinach, więc byłem pewien, że trójka wreszcie trafi w to, czego oczekiwałem po zręcznościowej grze RPG. I jak na razie zupełnie się nie myliłem, bo gra bardzo dobrze mi wsiadła.
Od razu mówię – nawet na pierwszy rzut oka nie jest to gra zasługująca na ocenę maksymalną, którą w ekstazie wystawił jej Gamespot i jeszcze kilka serwisów. Jest to spowodowane niedociągnięciami technicznymi – Witcher III po prostu “nie wygląda”. Nie chodzi mi o ogólną jakość grafiki, bo ta jest w porządku (tylko albo aż), ale w kwestii animacji engine po prostu sobie nie radzi. Jest jakiś taki rozedrgany, napisy zamiast pływać po ekranie, to przemieszczają się skokowo, tak samo momentami mają postacie, konie, przeciwnicy, a nawet trawa. Potrafi to przeszkodzić w zabawie, zwłaszcza oku przyzwyczajonemu do ultrapłynności takich gier jak Assassin’s Creed czy Tomb Raider.
Ale celowo zacząłem od narzekania na technikalia, żeby móc płynnie przejść do tego, co w grze jest dla mnie znacznie ważniejsze, czyli tego, jak się w nią gra i czy sprawia podczas grania radość. Witcher III sprawia. Począwszy od bardzo sprawnie stworzonego modułu walki przez wspaniałe opracowanie literackie (w żadnej grze nie chciało mi się tak czytać każdej znajdowanej notatki i książki) po niezmiernie rozbudowany crafting oraz eksplorację i skrzące się sapkowskim humorem dialogi – ta gra jak na razie spełnia wszystko, co sobie wymarzyłem.
Jeśli wola, można grać wyłącznie w wątek główny, ale dla mnie siłą Wiedźmina III jest kosmiczna wręcz liczba rzeczy do roboty – i nie jest to robota tak żmudna, jak robienie fedexów i banalnych śledztw w Assassin’s Creed: Unity. Tutaj każde zadanie to mała perełka, nierzadko wprawiająca w zadumę albo wywołująca uśmiech na twarzy. Robienie tych misji to ważna rzecz, bo w Wiedźminie III nie zdobywa się żadnego doświadczenia za zabijanie potworów (jak mniemam tak doświadczony morderca potworów jak Geralt nie jest w stanie w ten sposób się rozwijać), a jedynie w zamian za kończenie najróżniejszych zadań właśnie.
W rozwiązywaniu problemów okolicznych mieszkańców (i nie tylko) bardzo wiedźminowi pomaga jego zmysł, dzięki któremu niczym Batman z Arkham Asylum prowadzi śledztwa na podstawie zastanych i przeanalizowanych śladów. Oczywiście zleceniodawcą nie musi być człowiek – czasami znajdzie się przy bandytach jakieś zapiski i nagle do dziennika wskoczy zadanie, czasami opuszczone domostwo zawłaszczone przez ghule aż prosi się o wyzwolenie… na razie jestem absolutnie ogłuszony liczbą najróżniejszych sprawek, których może podjąć się Geralt.
Wspaniale autorom wyszło (jedyne na razie, które skończyłem, ale na pewno będzie tego więcej) klasycznie wiedźmińskie zlecenie na groźnego potwora. Zanim zająłem się okładaniem południcy srebrnym mieczem, przeprowadziłem ekstensywne śledztwo, sprawdzając ślady, szukając przedmiotu ważnego dla upiorzycy, a następnie zbierając ziółka do eliksiru. Przydał się.
Moduł walki jest skomplikowany, ale nareszcie do lamusa odeszło turlanie się w kółko. Owszem, parowanie ciosów i uskoki są ważne, ale i klasyczny naciskacz przycisków poradzi sobie podczas walk, zwłaszcza że – dość moim zdaniem kontrowersyjną decyzją – można korzystać wtedy z dowolnych przedmiotów przywracających zdrowie. Efekt jest taki, że doświadczamy nieco groteskowego tańca pomiędzy atakującymi utopcami, jednocześnie zajadając się pieczonymi ziemniakami i kurczakiem.
Osobny akapit należy się craftingowi, bo dawno nie widziałem, żeby kogoś aż tak poniosło jak dziewczyny i chłopaków z Reda. Samych ziółek jest tutaj kilkanaście rodzajów, a do tego dochodzą jeszcze elementy dla płatnerzy i kowali. Ci z kolei potrafią również rozkładać przedmioty na części (a te – na kolejne części), a z nich fasować zupełnie nowe rzeczy… na razie nie ogarnąłem, co mam rozmontowywać, co sprzedawać, a co skręcać, ale w odruchu samozachowawczym wzmocniłem sobie wiedźmińską kurtkę już na samym początku gry, co wydatnie ułatwia starcia, w których wciąż nie jestem w stanie zmusić się do bardziej defensywnej postawy. Oczywiście co chwila znajduję nowe schematy na bronie, pancerze, jak również alchemiczne receptury.
Gdyby jednak komuś to wszystko, co opisałem powyżej, nieco się sprzykrzyło, może udać się do gospody i zagrać w karciankę, niestety nie przypominającą brydża (a gra w gwinta z książek taka właśnie była), ale coś w stylu Magic: The Gathering. Oczywiście można kupować nowe karty, modyfikować talie i generalnie zostawić przy gwincie dwanaście godzin, myśląc, że minęły ich dwie.
Wiedźmin III byłby grą idealną, gdyby nie technikalia. Nie przeszkadza mi to jednak uważać go po paru godzinach za jedną z najbardziej wciągających gier – a na pewno najbardziej wciągającą grę fabularną, w jaką grałem od lat, a być może w jaką grałem w ogóle. Czapki z głów, CDP Red, to wielka, wielka gra i mam zamiar spokojnie się przez nią przespacerować.
Na szczęście technikalia można poprawić, a popsutej mechaniki czy fabuły nie, więc z dwojga złego dobrze, że to technikalia leżą.
A propos technikaliów, to tak wygląda granie w Wiedźmina u mnie na PC:
http://i.imgur.com/O1j05vs.png
A ja odpaliłem na PC o 0.01, chociaż GOG pokazywał jeszcze dwie minuty wcześniej, że ok godziny czekania.
Co do wrażeń – dosłownie pierwsze wrażenia techniczne – bo raptem 1h za mną – potrzebuję nowego desktopa (i miejsce na niego), bo GTX880M chyba nie do końca daje radę na high… Ale to może kiedyś. Jutro przychodzi mi wersja na Xbox One i to ją mam zamiar ogrywać od początku. A teraz trzeba iść spać…
Dobranoc…
PS. Pamiętam premierę W2, kolekcjonerki – jak do 4 nad ranem człowiek siedział i liczył, że jednak odpali. Najśmieszniejsze, że wysłali później w przeprosinach koszulkę, która nie dojechała, bo dziadowski DHL nie mógł znaleźć adresu, a dwa dni później okazało się, że zdążył ją zwrócić do CDP, Gram czy kto tam wtedy wysyłał (ciekawy byłem czy była to ściema CDP, DHL czy Grama, że tak szybko poszedł zwrot po jednym nieudanym doręczeniu). No ale nic, zobaczymy czy jutro kolekcjonerka W3 dojedzie…
Mi na razie zawisil sie raz. Musiałem ubić zadanie.
Zrobiłem weryfikacje i jakieś 3GB i 270plików naprawił.
Anyway, jestem zauroczony tą grą. Technikalia mi nie przeszkadzają, w szczególności że gram na leciwym już Radeonie HD6950 2GB. Daje rade na ustwieniach HIGH/MEDIUM 1080p.
“Jedynkę ledwo liznąłem, od dwójki odbiłem się po dwóch godzinach, więc byłem pewien, że trójka wreszcie trafi” – to jakaś reguła jest? Jak mi się nie spodoba pierwsza ani druga część jakiejś serii to trójka będzie dobra? Poza tym, artykuł wygląda tak jakbyś nigdy w Skyrima nie grał, bo zarówno jeśli chodzi o crafting jak i ilość rzeczy do roboty to myślę, że Wiedźmin mu za bardzo nie podskoczy.
A twój komentarz wygląda tak, jakbyś nigdy w Wiedźmina 3 nie grał, ale już wiesz, że gorszy od Skyrima.
“A ja odpaliłem na PC o 0.01, chociaż GOG pokazywał jeszcze dwie minuty wcześniej, że ok godziny czekania. ”
No właśnie to było dziwne – patch miał być udostępniony o 1, a można go było ściągnąć o 23.
Podejrzewam, że info o odblokowaniu o pierwsze w nocy było po to, by nieco rozładować ruch. Późniejsza pora na pewno część zniechęciła. Zaś odpalili wcześniej, by na tych nielicznych, co jednak klikną “Play” (to ja!) przetestować, czy wszystko działa.
Skyrim… rozlazły i strasznie nudny (dla mnie). Zadania jakoś tak powkładane od niechcenia… po paru godzinach uznałem, że się męczę niepotrzebnie i przestałem grać.
Podoba mi się ten opis. Brzmi jak Morrowind, którego Skyrim był jeno dalekim echem…
Jeśli mam w Skirymie ubite ponad 200 h – to Wiedźmin 3 spodoba mi się?
spodoba. Ja grywałem w Skyrima fazami (czyli powiedzmy przez miesiąc w danym roku ;)) i nadal chcę go skończyć. Ogólnie, w grze rajcowało mnie wszystko poza głównymi misjami. W przypadku Wiedźmina rajcuje mnie najbardziej formuła otwartego świata i wolność wyboru. Czyli to co i w Skyrimie było. Jeśli jeszcze świat wiedźmina jest dla Ciebie ok – to na 100%.
Jak na razie (wieśiek oczywiście nie skończony jeszcze) nie ma porównania questów Dzikiego Gonu z grami Bethesdy – zupełnie inna liga. Bethesda tworzy najbardziej rozbudowane sandboxy i to im jak najbardziej wychodzi. Jakkolwiek jeśli chodzi o postacie, historie, fabułę czy świat to niestety Bethesda nigdy szczególnie się nie wysiliła i żyje dalej w świecie w którym otwartość i sandboxowość świata jest usprawiedliwieniem braków i niedoskonałości w scenariuszu.
A jak tak powiem, poczekam kilka tygodni i dopiero wtedy kupię Wiedźmina 3. Będą już jakieś patche wydane i naprawią to i owo. Po za tym moja karta nie uciągnie takiej gry. Najpierw muszę kupić coś porządnego i będzie hulać fajnie. A jeśli chodzi o wcześniejsze wersję to dwója była super jak dla mnie. Jeśli powiększyli świat i kest on bardziej otwarty to super. Będziei się miło grało.
Bo i w Wiedźmina 3 nie grałem. Ale widziałem już komentarze co do wielkości świata i Wiedźmin 3 nie jest raczej od Skyrima większy. Kilkanaście rodzajów ziółek to też raczej nikomu nie zaimponuje.
Nie jestem fanem cRPG, nie lubię tych gier (z wyjątkiem Fallouta 3), nie mam ołtarzyka CDPR w domu. A jednak trzeci Wiedźmin wessał mnie z butami. Wczoraj grałem do północy, a teraz w pracy rozmyślam co dalej będę w tym świecie robił. Tak jak Cubituss napisał – spokojnie spaceruję sobie poprzez grę, niespiesznie robiąc wszystkie questy jakie można.
“Wiedźmin 3 nie jest raczej od Skyrima większy”
Jak to zmierzyli? Pytam niezłośliwie, zawsze jak widzę jakieś przechwałki o wielkości swiata, to zastanawiam się jak to zmierzyli.
Komentarze dot. wielkości Wieśka 3 wyczytałem w recenzji na GoLu (dużo szybciej da się przedostać z jednego końca mapy na drugi niż to wynikało z zapowiedzi; znaczna część mapy jest niedostępna). Natomiast historycznie w różnych grach to mierzono przyjmując jakiś wzrost bohatera (1,8 czy 1,9 m), następnie na tej podstawie mierzono prędkość (tzn. jak szybko podczas biegu jest w stanie pokonać “długość” własnego ciała albo jego wielokrotności), a następnie sprawdzano ile czasu potrzeba na pokonanie całej długości mapy.
Gra podoba mi sie bardzo, ale polski dubbing jest tragiczny.
Gram po Polsku bo nazwy potworow czy miejsc sa fantastyczne a okazjonalne smaczki (Wlad Raymond o zwyczajach chlopow:) powoduja automatyczny banan na gebie, ale sluchanie aktorow, ktorzy wydaja sie nie miec pojecia do czego podkladaja glos to katorga.
Od dawna nie gram po polsku, ale z tego co widze w Polskim dubbingu nic sie nie zmienilo. Aktorzy caly czas pracuja glosem tak jakby dubbingowali wieczorynke. Gryf masakruje okolice, pacjentka zielarki lezy i kona, corka chlopa meczy sie z odwodnienia a glosy to opowiadajace rodem ze Smerfow czy innych Gumisiow. Zenada.
Nawet ci aktorzy, ktorzy bardziej wczuwaja sie w role sa gorsi od angielskich. Moze i angielski Wiedzmin jest sztampowy do bolu, ale sluchajac go slysze twardego madafake, ktory zyje w brutalnym swiecie. Rozenkowi tego efektu osiagnac sie nie udalo.
To samo z Yennefer. W grze widzialem ja tylko w tutorialu, ale glos angielskiej aktorki byl lekko kokieteryjny/seksowny/uwodzacy a w polskiej wersji drewno.
Zgadzam sie z r_ADM. Drewniany dubbing to błąd, który boli, a wręcz niszczy.
Jak CDPR wydało kupę kasy na grę, to trzeba było zatrudnić dobrych aktorów, żeby “KURWA” brzmiała jak “KURWA”, a nie jak “o jej przepraszam, że Pana ubrudziłem”. Co to ma być?
POsłuchałem sobie dzisiaj “Angry Joe” i porównałem questa z Krasnalem – Damm! Dwarf to cholerny Szkot, z akcentem takim, że ja sikam po nogawkach! Który jak rzuci “Madjerfakjerem” to jest zajebiscie, u nas… to jest krasnal z bajki o sierotce marysi i siedmiu krasnoludkach… (czy jakoś tak).
Jednak ciągle chcę grać po Polsku, ponieważ “NoonWraith” to jednak nie nasza Słowiańska “Południca”!
Rozległość gry: Wiecie co? Mnie wali czy jest większa 2x niż Skyrim, czy mniejsza o 0,0001 %… Zobaczyłem jak AngryJoe wypłynął na morze i napadły go “smoki” na środku. On się podniecał jak cholera, a My w Polsce sami chcemy zgnoić własny produkt Flagowy! i taka rozległość świata wystarcza mi w całości. 99% graczy, nawet tej mapy nie ogarnie ;-). Poza tym:
Skyrim był nudny i bezpłciowy. a Wiesiek to nasz swojski zabijaka…
Witcher robi więcej dobrego Polsce niż wszyscy politycy razem wzięci! Witcher na prezydenta ;-D
Odnośnie dubbingu, to może zgniłym kompromisem byłoby odpalenie dubbingu po angielsku, ale całej reszty (interfejs, napisy) po polsku? Albo jeszcze lepiej – jakiś język którego kompletnie nie znamy, żeby była pełna egzotyka 😀
Simplex – ale wlasnie o to chodzi, ze Wiedzmin to nie ma byc egzotyka tylko nasze swojskie Chrząszczyrzewoszyce podlane sosem fantasy. Ja naprawde chce chlonac ten slowianski klimat, ale ciagle rozprasza mnie to dubbingowe drewno.
Ja jeszcze nie grałam (lapek bliski wymagań minimalnych, czekam aż ludzie z takim sprzętem dojdą do Novigradu, czy nadal będą twierdzili że da się grać… :/), ale dubbing faktycznie jest taki se. Może przez to, że “czytałam” wszystkie wiedźmińskie audiobooki jakie do tej pory wyszły, i tam większość aktorów jest super (pomijając Koral z “Sezonu Burz”, któta jest kiepska, i ruinuje swoją kiepskością i tak najsłabszą z książek tego cyklu), no mimo wszystko audiobooki są dobre, i w porównaniu z nimi dubbing z gry wypada rzeczywiście “dobranockowo”. W słuchowisku Dereszowska jako Yennefer jest idealna, doskonale widać jak nieprzewidywalna i niezwykła to postać… Obawiam się, że twórcy gry zwyczajnie to olali, bo wiedzą że gra i tak jest świetna, że ludzie zagrają niezależnie od tego, jaki będzie dubbing. To dosyć przygnębiające podejście. Chociaż jeśli chodzi o audiobooki z Sagi wyszła dopiero “Krew Elfów”, i Ciri jest w niej, hm, OKROPECZNIE świergotliwa 😉 Co jest usprawiedliwione charakterem postaci, ale jeśli w dalszych, mroczniejszych częściach dalej będzie taka świergotliwa, jeśli nawet jako Falka czy jako Pani Jeziora taka będzie, to chyba mne krew zaleje.
Kurde, ja swoją grę kupiłem w media ex za 119 zł + zniżka za zapisanie na newsletter. Tylko jak czytałem wymagania gry, to mi się karty pomyliły graficzne i myślałem, że mam dużo mocniejszą… także tego 😛 Do 119 zł musiałem doliczyć kolejne zamówienie na 700 zł 😛
W zasadzie dosyć obiektywna opinia, to i nie powiem, że się nie zgadzam. Powiem tylko, że mnie Wiedźmin nie zawiódł, dostałem co chciałem, a co więcej niesamowicie się nim jaram. Słowiańskość wygrała. Swoją drogą to zauważyłem, że błędy i problemy w Wiedźminie wyszukują Polscy gracze, a zagraniczni je zauważają. Jakiś taki kompleks mamy.
Polskie “wszystko dobrze, ALE…” 😉
Rzadko możemy zagrać w grę która została zrobiona przez Polaków i dla Polaków. Między językiem używanym w grze a dowolnym tłumaczeniem zachodniej gry jest rów mariański – tutaj na każdym kroku czuć, że gra była pisana od zera po polsku, przez Polaków. W sumie zazdroszczę anglikom i amerykanom, bo oni do tego uczucia pewnie przywykli, bo mają je w prawie każdej grze wydanej na ich rynek. U nas to rzadkośc, więc mam nadzieję, że będzie wiecej takich dobrych gier wychodzić.
Banalny przykład – “magic lamp” to po naszemu “magiczny kaganek”.
Nazwy geograficzne: Krzywuchowe moczary, Kłomnica, Wrońce, Zamurze, Podgaje – no miodzio po prostu.
Dlatego gram z angielskim wokalem i polskimi podpisami.
Az taki ci polski dubbing nie podszedł? Ja nie lubię polskiego dubbingu w niepolskich grach, ale w Wiedźmina wolę grać w oryginale. Jak ze wszystkim, idzie sie przyzwyczaić. Chłopi czasem fajnie zaciągają, no i ogólnie wersja polska w połączeniu ze słowiańskim klimatem w warstwie graficznej wydaje mi się bardziej spójna.
Mam dzieciaki w domu, za dużo kurew leci z głośników.
Dobra, teraz ja dorzucę kilka uwag po kilkunastu godzinach gry. Na początek marudzenie, czyli to co mi się nie podoba:
1. Lamerstwo Geralta – rozumiem, że nie możemy dostać dopakowanej postaci z poprzednich części, ale np spieprzanie przed mglakami na 26 poziomie jak sam mam 12 jest słabe. A wiem, że jeden strzał i leżę. Wolałbym, żeby poziomy były przystosowane do rodzajów potworów – np Ghul od 3 do 8, Mglak od 5 do 10 itp, a nie że właśnie zabiłem kilka ghuli, tylko po to, żeby za chwilę dostać od nich w łeb, tylko dwie wioski dalej, bo tam nie mają już 4 poziomu, tylko 22… Pod tym kątem dobrze był rozwiązany Fallout New Vegas – Deathclaw był zawsze Deathclawem i zawsze w łeb można było dostać.
2. Lamerstwo ciąg dalszy – eliksiry i oleje – co jak co, ale Geralt mógłby znać podstawowe eliksiry jak to było bodajże w W1 i po prostu rozwijać ich kolejne wersje, a nie szukać informacji po skrzynkach itp.
3. Dubbing – gra w wersji polskiej jest słabo zdubingowana, podczas większości gry za bardzo tego nie odczuwamy, ale czasami jak próbujemy się wczuć to jednak słyszy się to drewno bijące z wypowiedzi aktorów… Z drugiej strony polskie nazwy robią swoje… Chyba rzeczywiście najlepszym wyborem jest granie po angielsku z polskimi napisami…
4. Brak odznaczania miejscówek, które już zaliczyliśmy (chyba, że można to opcją, jakimś filtrem ogarnąć – ale standardowo nie ma), czyli jest skarb chroniony przez potwora – i nie wiem czy mam dalej tam iść, bo był potwór wcześniej za silny dla mnie, czy może już jednak zaliczyłem tą miejscówkę i wyciągnąłem wszystko ze skrzynek. To samo jest z książkami w ekwipunku – nazbierało mi się ich kilkadziesiąt, byłem pewien, że przeczytałem wszystkie, ale jak przeleciałem je jeszcze raz to nagle pojawiły się dwa wpisy w bestiaruszu – brak informacji – przeczytano itp.
5. Ogólnie ekwipunek cierpi na tą samą przypadłość co w poprzednich częściach – za dużo, za małe, za mało przejrzyste – do ogarnięcia, ale czasami męczy.
Tyle marudzenia. Poza tym gra wciąga i wręcz przeraża swoją wielkością. Dosłownie przeraża. Jak pomyślę ile questów muszę zrobić, żeby dobić np do 30 poziomu… Brr
Silne 9/10 dla mnie i mocny kandydat na grę roku.
A co opisywania plusów – to może później…
moje wrażenia jak najbardziej pozytywne. gra bardzo dobrze dopracowana. wszystko robi bardzo duże wrażenie. podobno przy gierce pracowali najwięksi specjaliści i to widać. jak dla mnie 10. a grą roku może być bez dwóch zdań.
“Mam dzieciaki w domu, za dużo kurew leci z głośników.”
Współczuję. Ale może graj na słuchawkach. Wydaje mi się, że jednak kanoniczną wersją Wiedźmina jest ta polska, mimo czasem drewnianego dubbingu.
Nah, jest OK, angielski pasuje. Dzieciaków nie ma co współczuć, zajebiście jest je mieć 🙂
Żeby była janość – ja nie współczuję dzieciaków, tylko tego że zmuszony jesteś do grania z angielskim dubbingiem 🙂