Na rynku pojawia się coraz więcej gier, opowiadających o eksploracji. Kiedyś eksploracja zwykła być elementem pobocznym wobec fabuły, teraz natomiast staje się celem samym w sobie. W ramach poznawania gier eksploracyjno-survivalowych jakiś czas temu nabyłem tytuł Don’t Starve, jestem również posiadaczem Minecrafta (i to zarówno w wersji pecetowej, jak i xboxowej). Parę dni temu zaś kupiłem w okazyjnej cenie dwóch euro z ogonkiem przełomowy i wielki tytuł – Terraria.
I szlag mnie trafia, powiem Wam szczerze. Szlag mnie trafia, bo NIE ROZUMIEM gier eksploracyjnych. Nie chce mi się zwiedzać, nie chce mi się kopać, nie chce mi się stawiać domku z desek, żeby mnie w nocy nie zjadły zombiaki. Nie chce mi się wytwarzać pochodni ani nowych mieczy, nie chce mi się budować chat w różnych miejscach świata, żeby mieć się gdzie schować podczas gdy ja będę eksplorował podziemia za pomocą kilofa.
Najbardziej podszedł mi Don’t Starve ze swoją burtonowską stylistyką i przejrzystością interfejsu, ale po kilkudziesięciu rozgrywkach doszedłem do wniosku, że ta pochodnia już zgasła. Terraria miała mnie wprowadzić ponownie w świat gier eksploracyjnych, ale tutaj płomień mojego zapału płonął jeszcze krócej. Zbudowałem sobie chatkę, zabiłem parę mobków, powędrowałem trochę po świecie, po czym zasnąłem z nudów.
Na czym polega fenomen gier eksploracyjnych? Czy wymagane do nich jest bycie nastolatkiem z nadmiarem czasu? Czemu gość tak wkręcony w gry jak ja nie potrafi się przy nich dobrze bawić, ba, w ogóle się nie potrafi bawić, bo te gry go nudzą?
Przymierzam się (i już teraz wiem, że niepotrzebnie) do gry Starbound. Starbound to fenomen na rynku indie, goście bez żadnego Kickstartera zebrali od fanów na swoją grę 2,5 miliona dolarów, a dzisiaj uruchomili publiczną betę wraz z możliwością kupienia sobie do niej wstępu za jedyne 15 dolarów (na humblebundle.com/store). Postanowiłem sam się przekonać, że będę w to grać, więc obejrzałem opublikowany z tej okazji filmik. Oto on:
Z przykrością stwierdzam, że nie wiem, czemu miałbym w to grać. Niech mnie ktoś oświeci, błagam, bo czuję, że mija mnie coś ważnego, a nie chcę, żeby mnie ominęło…
Myślę, że jest to reakcja graczy na coraz bardziej oskryptowane i liniowe gry wysokobudżetowe. Tam wpływ gracza na doświadczenia z gry jest stosunkowo niewielki, wszystko jest zaprogramowane. Diabli mnie biorą, jak po rozpoczęciu jakiejś nowej gry w pierwszej misji pojawiają się ekrany samouczka i np. gra tłumaczy mi jak włączyć mapę – klawiszem M. I w tym momencie ŻADEN INNY KLAWISZ NA KLAWIATURZE NIE DZIAŁA, TRZEBA WCISNĄĆ M. Albo jak w God of War zdobywasz nową moc i gra zmusza cię do przetestowania jej – rzuca na ciebie kilka fal wrogów i na czas tej jednej walki BLOKUJE MOŻLIWOŚĆ ZMIANY BRONI/MOCY. Niby drobiazgi, trwają tylko chwilę, ale ja się czuję jakbym był związany i karmili mnie łyżeczką.
A teraz okazało się, że wystarczy stworzyć ogólne zasady i mechanizmy rządzące rozgrywką i pozwolić graczom samemu wymyślić sobie zabawę. I ludzie spędzają przy tym setki godzin. Oczywiście nie jest to dla wszystkich, ale dla tych aktywnych, dla tych, którzy chcą coś stworzyć, poeksperymentować itd.
“Czy wymagane do nich jest bycie nastolatkiem z nadmiarem czasu?”
Yes.
Ruszkin na ratunek 😀
Pytasz to odpowiadam :>
Piję do nastoletniej podjarki otwartym światem vs twoje nim znudzenie po przegraniu 100 takich tytułów.
Właśnie raczej nie przegrałem 100 tytułów z otwartym światem. No chyba, że GTA i AC to są gry z otwartym światem.
No to podstaw liczbę po której znika efekt wow.
Grający w takie gry chcą swobody, a nie mniej lub bardziej oskryptowanych scenek. Chcą sekretów. Chcą losowości, bo losowość się tak szybko nie nudzi. Nie chcą być trzymani za rączkę – jak nie będą wiedzieć, do czego służy jakiś znaleziony przedmiot, to albo sami spróbują wykombinować, albo poszukają w Internecie. Chcą, przede wszystkim, tworzyć własne historie i opowiadać je innym – czy to znajomym, czy przypadkowym ludziom za pomocą YT. Ot, dla mnie wszystko.
Rada dla Ciebie: jeśli tego nie robiłeś, przejrzyj Terrariową i Donstarvową wikię. Ja zawsze gram w takie gry trochę, a potem sprawdzam w sieci, co jeszcze można wykombinować i znaleźć. Ogrom możliwości najpierw przytłacza, a potem napędza do zabawy.
Pamiętam, jak kończąc Fallouta 2 myślałem sobie: ‘Ile bym dał za to, żeby móc sobie dalej w to grać, mieć większy świat, przeżywać nowe przygody (questy poboczne), po prostu nie rozstawać się z rozgrywką. Przechodziłem go po kilka razy testując różne zachowania, odkrywając nowe możliwości… Potem pokazał się Baldur’s Gate. Myślę sobie: ci sami autorzy, 5x tyle płyt CD == 5x tyle zabawy co F2. Srodze się zawiodłem – gra była krótsza i nudniejsza. parę lat temu na fali hype-u zacząłem grać w Read Dead Redemption, sądzac po opisach miało to być wszystko to czego zabrakło mi w F2 – okazało się, że nawet gry nie skończyłem (a zawsze to robię), bo gdzieś w środku zwyczajnie mi się znudziła. Chyba jednak wolę oskryptowane scenariusze, które przedstawiają mi ciekawą historię, jak np. Uncharted. Trafnie nazwano jeden z poziomów trudności w Deux Ex: HR (najłatwiejszy) – ‘Tell me the story’. Zauważyłem, że o ile kiedyś mordowałem się z każdą grą na ‘hard’, czułem się spełniony po oklepaniu legionów na w pół nieśmiertelnych przeciwników, teraz wolę po prostu zanurzyć się w ciekawej opowieści… Może to także przez brak czasu?
No waham się bardzo nad tym Starboundem…
No cóż.. jak to mówią – nie wszyscy wszystko muszą lubić… Dla mnie Fifa może nie istnieć, dla innych wszystko inne może nie istnieć. Do Minecrafta jakoś mnie nigdy nie ciągnęło – inni bez tej gry nie wyobrażają sobie grania. Gdyby nie było np. AC moja konsola pewnie by się kurzyła. Gdyby nie Lego – pewnie nie zainteresowałbym swojej żony grami (a tu też nie każde Lego jest dobre).
A co do eksploracji – ja chyba podobnie jak .rh wolę dobrą historię z odrobiną swobody (właśnie dlatego wg mnie AC zdecydowanie lepsze niż Uncharted).
Dla mnie gra ma być rozrywką i zabawą a nie następną porcją stresu (chyba dlatego właśnie przestałem grać w WOW – rajdy, punktualność, przygotowania etc.)
“Chcą sekretów. Chcą losowości, bo losowość się tak szybko nie nudzi. Nie chcą być trzymani za rączkę ? jak nie będą wiedzieć, do czego służy jakiś znaleziony przedmiot, to albo sami spróbują wykombinować, albo poszukają w Internecie.”
To mi przypomina gry, w które grałem jeszcze na Atari. Rozkminianie co do czego, czy mozna szybciej, lepiej, dalej. A jak juz się nie dało rozkminić, to był Bajtek czy Top Secret. Ja juz widziałem 8-bitową grafikę. Na 8 bitach… Może dlatego mnie również nie kręcą te tytuły, a bardziej od Minecrafta wolę “odkrywanie świata” w DayZ.
Modus operandi jest prosty tak jak w WoW. Człowiek który 80% czasu WoW spędził na craftingu powinien to zauważyć w mig. Eksplorujesz aby odkrywać nowe obszary, gdzie zdobywasz surowce do robienia mocniejszych gratów, które pozwalają Ci eksplorować dalsze obszary. I tak w kółko.
W Terrari są bossowie, jest coś na kształt story. Pod tym względem lepsza jest niż Minecraft.
Masz obszary w które nie masz najmniejszych szans bez odpowiedniego sprzętu. Nie wiem na jakim poziomie trudności grasz, ale na przedostatnim, jak zginiesz, zostajesz goły i wesoły a czasami wyprawa w celu odzyskania gratów niesie ze sobą więcej emocji (i frustracji) niż sama eksploracja.
Szkoda że nie odniosłeś się do Settlersów (II, II-dziesięciolecie). Dla mnie to najlepsza gra tego typu. Oglądanie jak moje królestwo działa niczym dobrze naoliwiona maszyna sprawia mi przyjemność.
Hehe, dziwny jest ten swiat, gdy fan MMO pisze, ze nie rozumie fenomenu gier eksploracyjnych ;p
Rozumiem twoje zdziwienie, ja tymczasem kocham far crya 3 i nowego tomb raidera, ale kocham te gry tylko i wylacznie w chwilach nie-fabularnych, gdyz te fabularne to padaka.
Nie pasuje mi totalnie określenie “GRA EKSPLORACYJNA” do Minecrafta i jego klonów. Ludzie zajmują się tam zasuwaniem kilofem, kopaniem dołów, stawianiem domków i gigantycznych konstrukcji – słowem tworzeniem. Gdzie tam eksploracja :D?
Fajny blog. Będę zaglądał.
Niesamowity i jedyny w swoim rodzaju blog o grach online:
http://adam-gryonline.blogspot.com/
MUSISZ ZOBACZYĆ !!!
Witam ponownie, dawno mnie tutaj nie było 🙂
TL;DR;
Gra jest inna ale mi się podoba. Podoba mi się to, że nie musisz w nią grać ciągle. Grasz gdy masz ochotę. Nic Ci z fabuły nie umknie. Jest kreatywnie i… zenowsko 🙂
Dużo grałem w Terrarię (Steam pokazuje 341h – ups) i się świetnie bawiłem. Na początku zdobywałem jedynie nowe ciekawe materiały ale później wkręciłem się w “przygodę” czyli odblokowywanie kolejnych “tire”.
Bardzo mnie wkręciła swoboda, budowanie własnego… świata, z własnymi przejściami i sekretami, zabawa nowymi materiałami (asfalt jest mega do underground rail).
Kiedy już miałem odblokowane wszystko zacząłem grać z córką. Tak. Nowy wymiar gry z 5 letnim brzdącem, który ganiał po wybudowanym przeze mnie świecie i wymyślał co tutaj jeszcze dobudować.
Starbound kupiłem natychmiast jak uruchomili sprzedaż kluczy do zamkniętej bety. Z wypiekami czekałem na możliwość zagrania w pierwszą wersję (córka też pytała kiedy :D)