Nie wiem co to jest ten cały Amalur. Nie interesuje mnie specjalnie królestwo, ani jego problemy. Mam kłopot z wgryzaniem się w fabułę, w której elfy nazywane są fae, mimo że identycznie wyglądają i nawet budownictwo mają analogiczne do tego z World of Warcrafta. Cała moja obojętność wobec cyfrowego świata nie zmienia to faktu, że wczoraj grałem w Kingdoms of Amalur: Reckoning do godziny 1:30 nad ranem, nie mogąc się absolutnie od tej gry oderwać.
Co to za gra, taka ze słabą nazwą i w ogóle WTF można zapytać – otóż jest to bardzo współczesny hack and slash, nowoczesna interpretacja Diablo przepuszczona przez filtry wszystkich action RPG-ów i hnsów, które od czasu wydania gry Blizzarda wyszły. Trzeba jednocześnie dodać, że interpretacja fenomenalna, wygodna i wcale nie aż taka brzydka, jak chciałyby zachodnie serwisy w recenzjach.
Gra ma genialny pacing, czyli rozpędza się dokładnie tak jak powinna, stopniowo wprowadzając nowe elementy. Sterujemy postacią jak w WoW-ie, a walczymy jak w slasherach, chociaż z nieco mniejszym skupieniem na kombosach (ale i te tutaj są), za to z większym na wymienianiu sprzętu. Jest bardzo rozbudowany crafting (z nieodzownym eksperymentowaniem ze składnikami), są trzy ogólne ścieżki rozwoju, są specjale, osobne drzewko rozwoju skilli związanych z zielarstwem/kowalstwem… całość wciąga niesamowicie, głównie przez to, z jaką swobodą łączą się tu najrozmaitsze style rozgrywki.
Zwykle gram ociężałym wojem, tym razem postawiłem na szybkość i zadawanie ciosów w plecy. Rogale są w grach RPG dość niewdzięczni do prowadzenia na początku, ale twórcom Amalura nawet ta “klasa” poszła znakomicie. Sztylety lub potężne elfickie ostrza (już nawet jedne epickie znalazłem!), w ramach broni pobocznej łuk i już można zaczynać działania zaczepno-obronne zależne od tego, czy przeciwnik stoi do mnie przodem, czy tyłem… a tu jeszcze poprawić czarem wszystko można, jest wygodny pasek skrótów dla skilli aktywnych i zaklęć, jest kółeczko, w które można sobie powkładać przedmioty… te ostatnie sypią się z odpowiednią intensywnością i progressem (coś, czego mi braknie w Skyrimie bardzo), są wersje socketowane, można do nich wkładać klejnoty, te z kolei da się własnoręcznie wykuwać, są sety przedmiotów…
Świat gry stopniowo się otwiera, proponując długie piesze wycieczki wzbogacone modułem szybkiego podróżowania i jeśli do czegoś miałbym się przyczepić, to tylko do tego, że nie da się swobodnie skakać i spadać – zamiast tego są punkty (zaznaczone na mapie), w których można wykonać skok. Zadania podzielono z sensem, śledzi się jedno, ale pozostałe też na mapie widać, czuję się jakbym korzystał z QuestHelpera w World of Warcrafcie… a styl rozgrywki jest na tyle do WoW-a podobny, że czuję się jak w domu z rozmaitymi opcjami, zbieraniem kwiatków i kuciem coraz lepszych sztyletów i zbroi. Jak również niebanalnymi zadaniami, często rozwijającymi się z pozornych fedexów do rozmiarów epickich przygód.
Nie pamiętam, kiedy aż tak bardzo wciągnęły mnie pierwsze godziny dowolnego erpega. Fabuła, lore i świat w ogóle mnie nie interesują, jak napisałem we wstępie – ale dla takich adhdowców jak ja przewidziano wygodne przewijanie dialogów i scenek przerywnikowych. Bossowie wymagają zręczności i turlania się na boki (oraz zasłaniania tarczą), a wszystkie moje czynności łączą się zgrabnymi animacjami w dłuższą sekwencję. No i nad głowami trafianych wyskakują numerki, numerki, coraz większe numerki, a jak wyjadę z backstaba to już w ogóle kosmos!
Gdyby Amalur należał do jakiejś znanego brandu, byłby gigantycznym przebojem. A tak – będzie tylko dużym przebojem, bo na szczęście ludzie poznali się na tym diamencie i kupują. Co i Wam polecam gorąco.
19h godzin gry i wciąż wciąga. To nie Skyrim gdzie godzinka nocą satysfakcjonuje, tutaj gram do upadłego 🙂 A sam świat i relacje między fae są dość ciekawe, zapożyczone przez Salvatore bodajże od Szekspira.
Do tego ponoc wystarcza na jakies 1500 godzin gry – niewiele mniej niz Skyrim.
Ja mam 25h, i juz mnie zaczyna nudzic.Takie gry powinny byc duzo krotsze.Z tego co widac,to gra moze starczyc na czas podobny do tego ze Skyrima.Jak dla mnie, sam patent na siekanie brzydali na rozne sposoby, to za malo zeby grac 100 czy 200 godz.Chyba pojade glownym watkiem…
Fae to nie Elfy…
Mam na liczniku 70 godzin, sądząc po mapie zbliżam się do końca. Gra idealnie utrafiła w mój gust, jest tu coś z “Borderlands” jak i z zapomnianego już “Hellgate: London”. Plotka netowa głosi że na początku marca ma być duże DLC, w przypadku tej gry kupuję w ciemno.
O jak ja porządam tej gry. Dawno już demo żadnej tak mnie nie poruszyło. Nie pamiętam zresztą, kiedy ostatnio byłem tak nakręcony na jakiś tytuł.
Ze sporymi oporami (IMO gra słabo wyglądała na filmikach, a właściwie filmiku bo widziałem tylko 1) włączyłem dzisiaj Kingdomsa, głównie za sprawą tej notki. Miałem tylko zobaczyć jak wygląda, czy spaprano sterowanie na PC i czy w ogóle idzie w to grać.
I co? Grałem 3 godziny z przerwą na szybkie żarełko i napisanie tego posta 🙂 Jak na razie gra jest super-mega-wspaniała. Idealnie trafiła w mój gust. Przecież to połączenie Skyrima, WoWa, Diablo i God of Wara w fajnym klimacie i na razie nawet wciągającej fabule (choć dość standardowej). Jak ktoś jest fanem tych gier to niech kupuje bez chwili wahania!
Na początku gromadka wilków spuściła mi 3 razy łomot (polecam grę na hardzie), a przed chwilą uzbrojony w nowe ciuchy i własnoręcznie wykuty mieczyk pokonałem ich bez straty życia – czuć progres postaci, czego strasznie mi brakowało np w Skyrim i 90% nowych RPG.
Wracam do gry i trzymam kciuki by tak mnie bawiła chociaż jeszcze przez te kilkanaście godzin.
Bardziej mnie ta gra interesuje niz skyrim, ale nie jestem przekonany do single-player crpg. Moze, kiedys, jak bede mial wiecej czasu – czyli pewnie nigdy.
kmj, kupiles gre tylko dzieki notce z zagraconych? nonono…;) ;>
Skyrim jest dla onanistów wczuwania się w postać i sandbox, Amalur jest dla tych którzy po prostu lubią dobrą zabawę.
Wow mnie odrzuca i to też. Demo mnie tylko w tym utwierdzilo.
A mnie demo siekło i gry pożądam. Moje skojarzenie po jakimś czasie -to szybki fajny rpg a’la eye of the beholder, bez rozkminiania i tego mroku jak w Skyrim. Teraz minie tylko milion lat i gra moja 😉 (ostatnio pogrywam w stare gry jak tomb rider i savage moon stąd wiem że trochę czasu mi zejdzie, a po co mi kolejna na półce wstydu….)
Gra jest histerycznie długa i już jest do niej parunastogodzinne DLC… 😉