Skończyłem kiedyś Silent Hill 2. Siedziałem wiele wieczorów z padem w spoconych rękach, a żona mi kibicowała, patrząc przez palce, jak walczę z dziwacznymi pielęgniarkami, jak próbuję sobie poradzić z piramidogłowym bossem i jak przetrząsam mroczne korytarze najróżniejszych budynków. Gra odcisnęła na mnie takie piętno, że przez moment dużo grałem w horrory, ale potem kompletnie mi przeszło, bo uznałem, że nic już w tym temacie nikt nie ma do powiedzenia.

The Medium zainteresowałem się jednak ze względu na jego budzący respekt zasięg w mediach, polskie klimaty oraz – to już pełna cebula – fakt, że jest za darmo w abonamencie Xbox Game Pass. Uznałem, że mogę sobie pozwolić na odrobinę nieprzyjemności. I była to całkiem słuszna decyzja.

The Medium to bowiem nie tyle wariacja na temat Silent Hill, ile Silent Hill z usuniętą walką. Nie ma tu potworów do okładania łomem, niewiele tutaj trupów wyskakujących z szafy (chociaż niestety raz czy dwa wyskoczyło na mnie coś, czego się w ogóle nie spodziewałem). Gra polega na przygodówkowym chodzeniu po dość nieprzyjemnych lokacjach, nierzadko w dwóch światach – ta dwoistość właśnie najbardziej przypominała mi Silent Hill.

Główna bohaterka w określonych scenariuszem miejscach potrafi oddzielić duszę od ciała, a my sterujemy nią wtedy na dwóch ekranach naraz. Częstym motywem nietrudnych zagadek jest to, że coś widać w jednym świecie, a w drugim nie. Nierzadko musimy przeskoczyć całkowicie w świat duszy, ale tam nie ma żartów, czas szybko płynie i jeśli nie zdążymy się wyrobić i wrócić do ciała, gra kończy się porażką.

The Medium dość konsekwentnie korzysta ze swoich mechanik, ale wydaje się być preludium do czegoś większego – funkcje biegania i kucania potrzebne są tylko w określonych miejscach, podobnie jak świetlne trzaśnięcie albo zasłonięcie się duchową tarczą przed horrorowymi robalami. Studio Bloober Team pracuje już nad kolejną grą, tym razem z walką – jak mniemam systemy z The Medium bardzo się przydadzą.

Polskiego gracza najbardziej jednak ucieszy scenografia. Akcja gry toczy się w Krakowie (chociaż bardziej w jego okolicach) pod koniec lat osiemdziesiątych. Mamy więc okazję zobaczyć stare, krakowskie mieszkanie z obowiązkową meblościanką czy też wannę z charakterystyczną chyba tylko dla Polski półeczką przewieszoną w poprzek.

Zanurzenie się w tym przebrzmiałym już (w dużej mierze) świecie psuje jednak zaskakująca decyzja autorów, którzy postanowili niemal wszystkie graficzne elementy przerobić na język angielski. Nie mamy więc gazety Głos Krakowa, jest The Voice of Cracow, nie mamy Zakazu palenia, tylko No smoking. Sam jestem zaskoczony, jak bardzo mi to przeszkadzało, ale za każdym razem, gdy widziałem stylizowany, angielski napis w miejscu, gdzie powinna wisieć obdrapana, polska tabliczka, coś mi się aż gotowało w środku. Takie rozwiązanie tym bardziej dziwi, że każdy taki element można zbadać i dostać jego angielski opis, zazwyczaj wypowiadany głosem głównej bohaterki.

Ogólnie jednak przygodę z The Medium oceniam na porządną czwórkę, może nawet z plusem. Brak żwawszej akcji nie każdemu będzie przeszkadzać, za to każdy powinien docenić naprawdę porządnie utkany scenariusz, gdzie pomimo dużej umowności udało się jednak zachować logikę i konsekwencję.

Świetnie wypada też artystyczna strona – technicznie gra nie jest może jakimś nextgenowym majstersztykiem (dlatego też jej wydanie wyłącznie na Xbox X|S to albo marketingowy, albo techniczny zabieg pod tytułem “panowie, to nie pójdzie na PS4 i nie ma bolca”), ale robi wrażenie przemyślanym przedstawieniem świata, zwłaszcza po stronie duchowej, gdzie czuć klimat Beksińskiego, a przynajmniej okresu fantastycznego twórczości malarza.

Tak, to zdecydowanie gra robiona przez Polaków dla Polaków, do tego mniej więcej czterdziestoletnich. Jeśli mieścicie się w tej definicji, warto The Medium ograć.