Dawno, dawno temu strasznie jarałem się Hitmanem. Pierwszą część skończyłem (mimo, że wspominam ją jako histerycznie trudną), a potem kończyłem każdą grę z tej serii aż do chwili wyjścia nowej trylogii. Nie mam pojęcia, czy zmieniłem się jako gracz, czy jako człowiek, ale po prostu nie chciało mi się w nowego Hitmana zagrać, zapewne również przez dziwaczny model biznesowy, w którym kupowało się go misja po misji.

Drugą część kompletnie przegapiłem, ale trzecia odsłona trafiła na podatny grunt – akurat nie miałem w co zagrać, syn blokował peceta, śrubując kolejne rekordy w F1… więc postanowiłem spróbować i zagrać sobie w Hitmana III.

Jestem aktualnie w ostatniej misji i czuję wewnętrzne rozdarcie. Z jednej strony niesamowicie podoba mi się przemyślana struktura wszystkich zadań, podczas których możemy odkrywać misje niemalże fabularne, gdzie podszywamy się za kogoś ważnego i przeżywamy jego krótki storyline. Z drugiej jednak sześć misji w grze za 200 złotych to gruba przesada. Ale po kolei.

Nowy Hitman stawia na swobodę, ale również na wewnętrzne linie fabularne. To niesamowicie pokręcony, niemalże sprzeczny koncept, ale zadziwiające jest, jak dobrze to działa. W misji w starym dworze na przykład, jeśli uda się nam ogłuszyć detektywa, który zbiegiem losu niemal równo z nami stawił się na miejscu, zaczynamy całkiem rozbudowaną grę detektywistyczną z przesłuchiwaniem podejrzanych, zbieraniem dowodów i włamywaniem się do zamkniętych pomieszczeń. Jednocześnie w dowolnej chwili możemy z bycia detektywem zrezygnować, przydusić gdzieś w kącie jakiegoś kuchcika, a potem w jego stroju przemieszczać się po niemal całym domostwie.

Autorzy przewidzieli multum rozwiązań każdego problemu. Tajne przejścia, otwarte okna, gzymsy, windy, strażnicy, mnóstwo najrozmaitszych przebrań – to wszystko potrafi nieco przytłoczyć, zwłaszcza że twórcy gry zakładają jakieś tam obeznanie z Hitmanem. Apogeum tego podejścia to misja w Berlinie, gdzie celów do zabicia mamy… dziesięć do wyboru (trzeba zabić pięć), a akcja toczy się w gigantycznym klubie zbudowanym wewnątrz schronu atomowego. A może jakiejś starej fabryki. W każdym razie misji fabularnych tu nie ma, ale każdy z celów można zlikwidować na kilka dyskretnych i w zasadzie nieskończenie dużo niedyskretnych sposobów. Zanim w ogóle ogarnąłem. kto jest celem, gdzie jest i co robi, minęło dobre 45 minut.

Warto wspomnieć, że w reszcie misji mamy po kilka ścieżek fabularnych, przy czym raczej niemożliwe jest odkrycie ich przy pierwszym podejściu. To oznacza z kolei konieczność powtarzania misji, jeśli chcemy wycisnąć grę niczym gąbkę, i to tutaj mam największe wątpliwości do takiego podejścia. W grze MMO mogę powtarzać ten sam rajd co tydzień, licząc na podniesienie swoich parametrów i zwiększenie przydatności mojej postaci dla grupy. W Hitmanie… nie wiem, po co miałbym powtarzać misje. Samo fabularne przeżycie inaczej poprowadzonego zabójstwa tej samej osoby nie ekscytuje mnie zupełnie.

Autorzy stają na głowie jednak, żeby mnie ekscytowało. Wraz z każdym udanym zakończeniem misji levelujemy sobie w jej ramach – dostajemy nowe przedmioty do ukrycia na terenie zadania, agent 47 zaczyna misję na coraz dalszym jego etapie, nierzadko od razu przebrany… ale to wszystko jest dla mnie wydmuszką. Chciałbym takich fantastycznie zrealizowanych misji mieć piętnaście, a nie sześć. Rozumiem, że się to “nie opłaca”, bo aktualne liveopsowe podejście jest dużo wydajniejsze, ale jestem jednak koniec końców nieco rozczarowany. Próbowałem podchodzić kolejny raz do pierwszej misji, żeby odkryć kolejne wątki fabularne i wypełnić chociaż kilka z pokaźnej puli wyzwań… ale to zupełnie nie to, nuda płynąca z powtarzalności ogarnęła mnie bardzo szybko. Ja już raz tych ludzi wykończyłem, nie chce mi się robić tego ponownie.

Jeśli więc lubicie Hitmana, dłubanie w misjach, powtarzanie ich fragmentów na różne sposoby i odkrywanie wszystkich ścieżek, które na poszczególnych poziomach ukryli autorzy – będziecie zachwyceni tą grą. Ale pewnie już o tym wiecie, bo dwie poprzednie części (przynajmniej sądząc po tym, co czytam) reprezentowały bardzo podobne podejście. Ja się trochę zraziłem. Pewnie skończę Hitmana III, ale nie zamierzam dokupować dwójki i jedynki. Hitman III to dobra gra, ale zdecydowanie za krótka i zbyt nastawiona na grindowanie (dla mnie mijające się z celem) tej samej zawartości.