Nie wiem, czy śledzicie jakichś streamerów albo czy oglądacie na YouTube’ie kogoś, kto gra w Waszą ulubioną grę. Mi się to zaczęło zdarzać podczas rozmaitych okresów zmaniaczenia na punkcie strzelanek. Wkrótce zrozumiałem, że lubię oglądać, jak w PUBG gra ChocoTaco, a w Call of Duty – shroud. Coraz więcej wyspecjalizowanych nadawców treści zaczęło jednak zmieniać swój front na trochę szerszy, co oznacza dużo większą siłę uderzenia w chwili, gdy wszyscy naraz się czymś straszliwie zajarają. Tak powstają legendy hajpu, jak chociażby Among Us (o którym pewnie coś napiszę) lub też tytułowy Donut County.
Ten przydługi wstęp ma za zadanie podłożyć fundament pod to, co o Donut County uważam, a uważam je za produkt nahajpowanej już nie tyle grami, ile twórcami treści ogólnoświatowej społeczności graczy. Donut County to dwuletnia już gra, która po wyjściu na Switcha – a teraz również Xboxa, do tego w Game Passie – wywołała jakieś przedziwne, powszechne podniecenie.
Tymczasem podniecać się nie ma zbytnio czym, chociaż przyznaję, że gra ma w sobie syndrom jeszcze jednego levelu. Otóż gramy dziurą w ziemi. Serio. Dziurę w ziemi możemy przemieszczać po planszy i w chwili, gdy uda nam się coś zeżreć, dziura się nieco powiększa, jednocześnie poszerzając nasz repertuar niszczycielskich możliwości. Wciągamy więc najpierw trawkę i kamienie, potem jakąś jaszczurkę, potem motocykl, a kończymy na wieżowcu. Puzzli jest tutaj relatywnie mało, chociaż zdarzają się chwilę, że musimy przykładowo zjeść zapaloną rakietkę, która następnie z niewiadomych przyczyn z dziury wylatuje i strąca skądś jakiegoś Bogu ducha winnego zwierzaka.
Pomiędzy poziomami przepełnionymi pochłanianiem przeróżnych przedmiotów obserwujemy również życie w dziurze, fabuła bowiem – niezwykle, muszę przyznać, dziwaczna – opowiada o pewnym szopie praczu, który ma appkę kontrolującą dziurę i który jednocześnie gra na ekranie swojego tabletu, jak i w rzeczywistości. Mamy więc towarzystwo siedzące wokół podziemnego ogniska, przerzucające się pretensjami, kto ponosi odpowiedzialność za zaistniałą sytuację, podziurawienie całego krajobrazu i pożarcie większości miasteczka, zaś nasz gameplay to retrospekcje uwięzionych w dziurze.
Nie wiem sam, co o tej grze myśleć. Z jednej strony jest to coś nietypowego i z pewnością w takim na przykład samolocie z rozkoszą zmarnowałbym dwie godziny na przesuwanie dziury z miejsca na miejsce. Z drugiej jednak, na dużej konsoli, granie w takie indyki wydaje mi się hmmm… niewłaściwe. Mam jednak duszę łowcy osiągnięć, a że w Donut County daje się wszystkie z nich odblokować w osiem minut… to sami rozumiecie, że tytuł skończę.
Gwoli sprawiedliwości chciałbym jednak dodać, że zżeranie miasteczka za pomocą dziury przez pierwsze piętnaście minut niesie ze sobą niezwykły spokój i relaks. Można więc grę potraktować terapeutycznie po irytującym spotkaniu na Zoomie.
Zatrzęsienie wpisów w tym roku 🙂
Fajny, ciekawy wpis. Wygląda naprawdę interesująco.
Fajny wpis. Jeśli chodzi o temat, to Internet rzeczywiście często rozdmuchuje różne rzeczy.