Pograłem w wersję alfa. Napisałem o tym na blogu (o tutaj). Pograłem również w wersję beta i o tym już nie napisałem na blogu, bo postanowiłem przestać grać w kółko w to samo i zaczekać, aż zobaczę finalną wersję gry. Dziś (no, technicznie to wczoraj) pograłem trochę w pudełkową, ostateczną wersję Destiny i mam na gorąco kilka wrażeń.
Po pierwsze model rozgrywki pozostał bez większych zmian, co jest przyjemne przez pierwsze dwie godziny, ale nie wiem, czy nie zmasakruje mnie przy dłuższych posiedzeniach. Wszystkie misje jak na razie (skończyłem 3 czy 4 trybu fabularnego oraz jeden “patrol”, o którym za chwilę) polegają dokładnie na tym samym, a tym czymś jest parcie do przodu i strzelanie do odebilałych przeciwników. Raz ostrzelani, wrogowie zaczynają zachowywać się lepiej, natomiast nieprzyjemnie prędko się respawnują.
Czemu się respawnują? Bo autorzy uparli się, żeby ich gra przypominała MMO. Dlatego też bez pytania do mojej misji dołączają jacyś obcy ludzie, a ja dołączam do innych obcych ludzi. Gra nie jest w stanie śledzić postępów wspólnych (bo nie ma tu samozakładających się grup), więc każdy z graczy jest na swoim etapie zadania (czy to kampanijnego, czy pobocznego). Ja więc pędzę w tamtą stronę zeskanować komputer, a z naprzeciwka mija mnie gość, który właśnie ten komputer zeskanował. Wybija to z klimatu strasznie.
Strzelanie jest tak miodne, jak tylko może być. Giwery grzmocą porządnie, a cyferki wyskakujące z głów przeciwników cieszą tak samo, jak w Borderlands. Niezmiernie za to przeszkadza element, który miał być atutem gry, czyli głos narratora. Peter Dinklage, Tyrion z Gry o Tron, ale będzie czad! Niestety nie jest. Nie jest tak bardzo, że nawet Kotaku (zwykle hurraoptymistyczne w swoich sądach) w ramach rozrywki zaleca przy Destiny zabawę w “wypij kieliszek, gdy tylko Peter Dinklage powie coś tonem sugerującym, że nie ma pojęcia, o czym właśnie mówi”.
Poza misjami fabularnymi mamy też tryb pvp (dzisiaj sprawdzę) oraz tryb misji pobocznych, czyli ten nieszczęsny patrol, o którym pisałem wyżej. Podczas patrolu trafiamy do już odwiedzonej lokacji, po której porozrzucano migające znaczniki mikrozadań, po wypełnieniu których zarabiamy pieniądze oraz punkty doświadczenia. Banał, który trudno popsuć, ale autorom gry się udało: otóż nie da się uruchomić więcej niż jednego zadania naraz. Najpierw więc oceniamy siły wroga, dostając się w jakieś miejsce (i zabijając po drodze 100 przeciwników), a potem dostajemy zadanie zabijania przeciwników. Bungie, to są jakieś żarty? Najgorsze jest to, że chyba trzeba będzie te patrole robić, bo poziom trudności kampanii wydaje się rosnąć szybciej niż poziom mojej postaci, zajmującej się tylko kampanią.
Grafika jest przecudna, a widoczki zapierają dech w piersiach. Nowych śmieci do założenia na moją postać jak na razie pojawia się odpowiednia ilość, więc mam poczucie postępów, chociaż nie ma tu aż tak fajnego szaleństwa jak w Borderlands. Niemniej coś z tym Destiny jest nie tak i napiszę dokładnie co, gdy tylko dokończę fabułę i rozegram odpowiednio dużo misji pobocznych oraz w trybie przeciwko innym graczom.
Jeśli chcecie popatrzeć, jak gram w Destiny (oraz inne gry z PS4), zapraszam na kanał na Twitchu: http://www.twitch.tv/cubituss77 . Jeśli zaczniecie za mną chodzić (follow :)), dostaniecie maila, gdy rozpocznę transmisję (bez obaw, nie gadam, po prostu gram). Dziś przewiduję Destiny na mniej więcej 19:00.
“każdy z graczy jest na swoim etapie zadania (czy to kampanijnego, czy pobocznego). Ja więc pędzę w tamtą stronę zeskanować komputer, a z naprzeciwka mija mnie gość, który właśnie ten komputer zeskanował. Wybija to z klimatu strasznie. ”
A czy w WoWie nie jest dokładnie to samo? Idę zabić “minibossa”, ten natychmiast po zabiciu się respawnuje i czeka na kolejnego gracza z questem na zabicie go.
Tylko to właśnie chyba nie miał być WoW. WoWa się kupuje ze świadomością, że tak będzie, bo tak działają MMO. Tutaj chyba lepiej by było gdyby dołączanie działało tak jak w Borderlands. Czyli za zezwoleniem hosta i potem robi się generalnie tę samą misję. Samą grę omijam, nie gram w fpsy na konsoli, a na PC nie wiadomo czy wyjdzie. Za to chyba Pre-Sequel kupię, bo w Borderlandsy grało się świetnie.
Simplex, jeśli jesteś w instance (“na terenie misji”), to wszyscy są na siłę zgrupowani i mają wspólne zadania. Przestań pisać o WoW-ie sprzed 6 lat, błagam 😀
W otwartym świecie oczywiście jest tak, jak piszesz, ale już nie ma minibossów w zasadzie.
Ja jestem bardzo miło zaskoczony pełną wersją Destiny. Gram na X360 😀 Wcześniej grałem w betę i najmilszą niespodzianką jest to, że w pełnej grze są lepsze tekstury.
Pograłem trochę w kampanię ale najbardziej wciągnął mnie tryb multi. Już dawno nie czułem tego specyficznego uczucia “jeszcze jeden meczyk”
Żeby nie musieć grindować leveli na patrolach (żenada!) polecam Crucible właśnie. Multi daje niezłego kopa w połączeniu z wzięciem zadań dla niego (większość to coś prostego typu zagraj/wygraj/zabij).
Jak dla mnie Crucible to najlepsze co jest w Destiny, ale map za mało ;).
Chyba jeszcze tego Krucybla nie odblokowałem, ale dzisiaj mam nadzieję do tego dotrzeć 🙂
Srogo się zawiodłem. Zarwałem 9 godzin z kumplem. W tym czasie odkryłem że większość poziomów się powtarza. Walki z bossami to festyn strzelania z kapiszonów do słonia. Gra dodatkowo kara współpracę, bo gra skaluje trudność w zależności od ilości graczy, co powoduje że ostateczny przeciwnik planszy ma olbrzymie ilości punktów życia; przechodzi się etap dłużej w grupie niż walcząc w pojedynkę. Nagroda za pokonanie zadań – mizerna.
Przepraszam, że WoW sie nie zmienił od 6 lat. Blizzard dał mi 30 dni darmowego grania w pełną wersję (wszystkie dodatki włacznie z MoP) więc sobie gram “solo” (obecnie 33 poziom postaci) i dokładnie tak to wygląda poza instancjami jak opisałem – dostaję questa na zabicie konkretnego mobka (nawet się jego portret 3d pojawia w opisie questa – dlatego nazwałe go “minibossem”, być może błędnie) idę go zabić, na horyzoncie widzę jak zabija go kto inny, docieram na miejsce, potwór się respi, zabijam go, po chwili respi się znowu i zabija go kolejna osoba z tym samym questem. Tak to działa w tym momencie poza instancjami.
Grając w betę widziałem innych ludzi (nie w mojej grupie) biegających po tym samym obszarze ale bez możliwości komunikacji, na samym poczatku misji – jak się weszło do jakiegoś budynku to w pewnym momencie ci niezgrupowani gracze znikają i zostaję tylko ja i mój fireteam.
Poza instancjami, zwracam honor. Destiny to jednak same instancje, czyż nie?
Cubi, nie, instancje sa tylko w tych roznych jaskiniach, podzieniach itp, w chwili, gdy pojawia sie wiadomosc ‘respawn limited’. Wszedzie indziej to jest w zasadzie open world. Sa tez live eventy, wczoraj w jakis czolg strzelalo z 15 osob…
Sam gra jest calkiem fajna. Dzisiaj pomecze ja mocniej, kto wie, moze sie tam spotkamy;)
ps. biala ps4 wyglada naprawde fajnie;)
No ale właśnie to NIE jest open world. To są mapki takie, a nie otwarty świat, który mogę przemierzyć wzdłuż i wszerz 🙂
oj marudzisz, Cubi. Spróbuj pograć na vicie z prędkością 3 mb/s to mimo gfx na poziomie 144px, dało radę ubić 56 wrogów 😉 a potem przesiądź się na ps4 – efekt “a więc to tak naprawdę wygląda” (lub jak w tym kawale: “a teraz Mosze sprzedaj kozę…”) i gra jest zajebista uderzy ze zdwojoną siłą 😉 (zakładam że tak jest- dziś wieczorem ocenię wreszcie bo wracam z delegacji). A już na poważnie- Ty tak kompletnie nie chcesz się wiązać i socjalizować w grze? Czy może jednak – headset “ON” i lecimy?
Ok, to jest instancjonowany, otwarty swiat;) z overflow… podobnie jak w gw2. Czy wielu innych produkcjach, gdzie masz instance number. Jak inaczej mozna by obsluzyc 10 000 graczy na pierwszej mapce? jestem pewien, ze identyczne rozwiazania sa i w wow;)
To dobrze, że jesteś pewien, natomiast nie są 😉 Jak już masz serwer, to miejsc non-instanced jest cała masa.
ezronymius –> no zobaczymy jak pójdzie dalej 😉 A moje socjalizowanie się… nie mam czasu za bardzo. No i nie wiem, gdzie mam headset.
Ja tam wole gry na 2. Gram z kumplem zawsze na jednym kompie.
Oj Cubi, straszny łomot w PvP. =)
Na jakiej czułości grasz? Nie mogę jakoś dopasować w tej grze takiej, na jakiej by mi się dobrze strzelało.
Mordim –> 2 rundy wygrane, 2 przegrane to jeszcze nie łomot 😉 Na dodatek nie do końca wiem, na jakiej zasadzie wyrównywane są szanse z wysokolevelowcami, bo zabijali mnie bronią, której jeszcze na oczy nigdzie nie widziałem.
puzon –> ustawiłem 6, ale jest jakaś cholerna akceleracja, której się nie da wyłączyć.
gierka dobra, skusiła mnie finalnie na ps4… eh wczoraj dostałem z komputronika swoja paczkę z destiny w boxie i ciężko się oderwać 🙂 wizualnie bdb, zobaczymy jak end game, ale daje radę, bez rewolucji ale jest w co pograć, pewnie będzie im dłużej tym powtarzalniej ale co zrobić w mmo tak już jest
Cubitus: Ja bym powiedział, że jeśli chodzi o “Instancjowość” (matko czy jest w ogóle takie słowo) to bardzo to przypomina GW. Faktycznie jest tak jak pisał Angh (swoją drogą dzięki za super grę wczoraj). Mapki na które lecisz samolotem są otwarte i tam lata ludzi jak “mrówkuf”. Natomiast same “rajdy” są już zamkniętymi dla konkretnych grup tu fireteam. i w takim przypadku Tworzy sobie oddzielny światek.
Nie rozumiem, tylko czemu ktoś tu marudzi na taki sposób grania… to od razu było takie założenie i mnie np. to kręci (straciłem 5 lat życia w WoWie). Porównanie do Borderlands jest wg mnie nieporozumieniem i nie nadużywał bym go za bardzo… Co do wzrostu poziomu trudności (skalowania go) przy budowaniu drużyny to jest to normą i nic dziwnego – chociaż wg mnie nie powinno być np możliwości przejścia rajdu (minibosów np. Devils Lair) bez rajdu, czyli samemu gra z zasady i założenia jest grą wieloosobową i to powinno być promowane.
tylko czemu tego lootu tak mało 🙁