Wiem, że pierwsze wrażenie to wciąż tylko wrażenie. Wiem, że większość “ochów” i “achów” szybko się kończy w przypadku naszej branży. Wiem, że w Red Dead Redemption miałem okazję pograć jedynie 3-4 godziny wczoraj wieczorem. Ale mimo to szybki wpis, bo RDR zapowiada się na solidnego kandydata do gry roku.

GTA na Dzikim Zachodzie to najprostsze, najbardziej banalne i oczywiste porównanie jakie przychodzi do głowy w pierwszym momencie. Ten sam ruch postaci, ten sam radarek w rogu ekranu, ten sam układ menu gry, to samo sterowanie. Ale uwierzcie – tej grze jak najdalej od zwykłego kserowania starego patentu i lekkiego tuningu “w innym klimacie”.

Z każdego zakamarka gra po prostu kipi klimatem końca epoki Dzikiego Zachodu i początków cywilizacji XX wieku. Gra jest masakrycznie przebogata w najróżniejsze detale, których odkrywanie stanowi znakomitą część rozrywki jaka płynie z obcowania z RDR w pierwszych godzinach. Grafika jest przepiękna, dźwięk znakomity, animacja (szczególnie zwierząt) – powala. Myliłby się każdy, kto uważa że na teksańskiej pustyni nie ma co robić. Polowania, pojedynki z bandziorami, gra w pokera i cała masa innych rozrywek po prostu wprowadza w zachwyt. Jest wszystko to, czego jeszcze wciąż brakowało w serii GTA – wyważony model ekonomiczny (zarabianie, sprzedawanie, kupowanie) i rozmaite challenge, które odpalają w nas dobrze znany syndrom zbieracza i kolekcjonera.

Dawno, naprawdę dawno nie byłem tak podjarany grą jak teraz. Co prawda na weekend wyjeżdżam i zamierzam się dobrze bawić w realnym świecie grilla, piwa i innych uciech w gronie przyjaciół, ale będę jednocześnie fizycznie cierpiał z braku mojego Xboxa i RDR.

Zapomnijcie o Alan Wake’u. Zapomnijcie o każdej innej premierze w tym miesiącu. Kupujcie RDR w ciemno – i do zobaczenia na prerii! Wiem to już teraz – ten hicior pozamiata w rankingach w 2010 – a jeśli nie, to obiecuje do końca roku nie napisać o żadnej grze ani słowa zanim nie spędzę nad nią tygodnia…

massca

(za moment Cubituss dorzuci swoje trzy grosze, bo z tego co słyszę, również się okrutnie zajarał).

Dobra, leci edit ode mnie, bo się okrutnie również zajarałem… od razu odniosę się do komentarzy – system zapisu NIE jest tym z GTAIV, tylko tym z Ballad of Gay Tony wzbogaconym jeszcze o dodatkowe checkpointy podczas misji oraz możliwość szybkiego save pointa. Jak to działa? W momencie gdy nie ma strzelaniny (i gdy nie jesteśmy w mieście), możemy rozpalić ognisko i się przy nim nie tylko zasejwować, ale nawet przebrać lub szybko przeteleportować do odwiedzonej już lokacji. MASAKRYCZNIE ułatwia to rozgrywkę.

Wszystko to, co napisał massca, to prawda, ale dodam parę zdań od siebie jeszcze: fajnie działa system honoru i sławy, rewelacyjnie jak na razie sprawdza się system ekonomiczny, w którym dolar to całkiem sporo kasy (chociaż są to te “nowe” dolary – skórę z sarny sprzedaje się za 4$, piwo kosztuje 2$). Ja się nie mogę oderwać od tych wszystkich niesamowitych rzeczy, które dzieją się gdzieś obok – na przykład wychodzę sobie spokojnie z saloonu, a tu do miasteczka wjeżdżają harcownicy i dawaj strzelać w powietrze i jeździć w kółko :). Gdzieś na prerii spotkałem też pana szlochającego nad ciałem kobiety, który sobie po chwili odstrzelił skroń… strzeliłem do jakiegoś ptaszyska i nagle się okazało, że zacząłem wyzwanie sharpshooter… pograłem w pokera całkiem sporo… no nie było czasu na robienie misji po prostu :D.

Model jazdy konnej jest bardzo dziwny i trzeba się przyzwyczaić do rytmicznego (ale nie za szybkiego, bo koń zrzuca) wciskania klawisza A. Wierzchowca można w dowolnym momencie przywołać gwizdaniem, więc odpada problem z drałowaniem z buta przez pustynię.

Jak na razie nie podobają mi się dwie rzeczy: animacja konia w galopie i wygląd ludzkich twarzy (po Uncharted 2 będzie ciężko mnie w tej kwestii zadowolić…). Ale sami wiecie, te dwie rzeczy to w ogóle nic wobec ogromu wspaniałości, jaki w tej grze się zmieścił.