Dawno nie pisałem o WoWie, nie? No więc dzisiaj znowu napiszę. Ostatnim razem udało mi się skończyć levelowanie, co oddałem w tym oto wpisie, a teraz miesiąc później chcę powiedzieć dwa słowa o endgame, czyli tym, co robi się po tym, gdy pasek expa już się zatrzyma.
Te dwa słowa to “endgame rocks”. Już spieszę z wyjaśnieniem dlaczego.
Po pierwsze – ogrom niezałatwionych jeszcze questów nadal mnie przytłacza i nadal się nie ogarnąłem ze wszystkimi zaległymi strefami, które są bardzo ciekawe fabularne. Nałogowo chodzę do instance’ów, tym razem w wydaniach heroicznych, które są znacznie, znacznie trudniejsze od podstawowych. I często zmieniają rozgrywkę w danym inście, a do zestawu doszły dwa przerobione na endlevel instance’e początkowe – Deadmines i Shadowfang Keep. Żeby ograniczyć poziom noobostwa w instach heroicznych, nie da się do nich zapisywać póki nie ma się odpowiedniego poziomu sprzętu, tak zwanego item levelu. Oczywiście nie ograniczyło to idiotów i debili w 100 procentach, ale zdecydowanie więcej razy udało mi się trafić na autentycznie ogarniętych ludzi.
Po co jednak gra się w ten cały endgame? Tu leży pies pogrzebany, system jest niebywale głęboko przemyślany i w efekcie koszmarnie wciągający. Otóż za każde pierwsze danego dnia skończenie losowego insta w wersji zwykłej dostajemy 70 tak zwanych justice points (skrót jp), które są jedną z dostępnych w grze walut. Ceny stosunkowo dobrych przedmiotów endgame’owych zaczynają się od jakiegoś 1000 jp. Niby długo się chodzi po te itemy… ale wcale nie tak długo. Bo w wersjach heroicznych tych samych instów dostajemy 70 jp za każdego pokonanego bossa (z drobnymi wyjątkami), a na koniec – raz dziennie – 70 valor pointsów, czyli waluty numer dwa. Jak się łatwo domyślić, druga waluta nie jest przeliczalna na pierwszą, za to można za nią kupić już bardzo porządne itemy.
Jakby tego było mało, jeśli łazimy po instach w ubranku danej frakcji, to za każdego zwykłego potworka dostajemy paręnaście punktów reputacji u tej frakcji. Reputacja działa jak levelowanie, ale tylko w ramach danego ugrupowania: mamy cztery poziomy miłości, jaką darzą nas dani ludkowie, oczywiście na najwyższym poziomie dostajemy dostęp do niesamowitych już przedmiotów.
Żeby dodatkowo jeszcze zachęcić do pracy nad reputacją, każde z ugrupowań ma kilka zadań codziennych, które są łatwe i stosunkowo przyjemne, a zysk reputacyjny nie do pogardzenia, że o forsie czy też znajdowanych po drodze materiałach nie wspomnę.
Wciąż mało Blizzardowi mojego umysłu, więc w zadaniach codziennych pojawiają się również profesje, czyli levelowane (znowu – na osobnych wskaźnikach) umiejętności postaci. Defaultowo dają zadanka rybacy i kucharze, ale jak się wylevelowałem w jubilerstwie, to też zacząłem dostawać codzienne zadania. A za ich wykonanie – osobną walutę jewelcrafterów, którą ciułam na unikatowe kamienie i przepisy. Wszystko dostępne prawie że od ręki, tylko parę dni trzeba te questy porobić.
Endgame’owy dzień casualowca wygląda zatem tak: szybkie zapisanie się do kolejki do heroicznego instance’a, w międzyczasie szybkie zrobienie codziennych questów związanych z profesjami, ukończenie (albo czasami nie, zależy od grupy) instance’a w stosownym ubranku, coby reputacja leciała, zrobienie codziennych questów dla frakcji, która akurat teraz ma nas pokochać, po drodze zapisanie się do takiej dość sporej bitwy pvp pod nazwą Tol Barad (co 2 godziny się lejemy), poszukiwania rudy żelaza lub kwiatków dla zielarzy, ze 2-3 biznesy zrobione w domu aukcyjnym lub przed nim… i pękają 2-3 godzinki. Dlatego też raczej staram się ograniczać zestaw zajęć, ale poczucie, że coś mi przecieka przez palce, potrafi być bardzo silne.
Tylko że tym razem udaje mi się WoW-a traktować jako hobby, a nie mega-ciśnienie. Mam stosunkowo dobre itemy, chodzę sobie z fajnymi grupami do fajnych lochów, momentami robi się nudno, ale jedno trzeba przyznać – zawsze jest coś do roboty. I zawsze jest cel tuż-tuż w zasięgu ręki, jeszcze jeden inst tylko, jeszcze dwóch bossów, jeszcze 3 dni robienia reputacji…
A potem wchodzi się w endgame fazę drugą, w który na 100% nie wejdę. Ale jeszcze jakiś raporcik popełnię z WoW-a, bo sprawia mi to fun.
hmm..ciesze się że w to nie grałem i nie gram. nałóg nigdy nie znika
Jest co robic tylko po to, zeby miec przedmioty z lepszymi cechami?
A po co miec przedmioty z lepszymi cechami?
Don Simon, awww. Przecież samochód, którym jeździsz, jeździ – po co mieć lepszy? 😛
Jesli dobrze pamiętam zaczęło się od godzinki dziennie, teraz 2-3. I naturalny nastepny level, rajdy, to juz nolife 4evah…
WoW jest szatańsko genialny z tym “jeszcze jeden run/mob/rep/whatever, a może mi wypadnie ten item”
rmz, teraz nie ma elementu “może mi wypadnie ten item”.
Poza tym 2-3 godziny to maks, który potrafi zaciekawić, jak pisałem nie mam tyle czasu i nie gram tyle.
Musiałeś? Musiałeś 🙂 Mimo ogromnego nawału roboty zawodowej i prywatnej nagle mam ochotę na powrót do Azeroth. Ech Ty! 😛
A jednak wszyscy wracamy do WoWa;)
ja nie wracam, tłukę jokera w DC Universe Online; swoją drogą ciekawa, casualowawa gra akcji/mmo:)
@Cubi : to jak jest z tymi itemami, nie wypadają już losowo w instancjach? czy jakoś coś się bardzo pozmieniało? nie grałem od WotLK…
@zarith : a ja tłukę Scarecrowa, Poison Ivy i Mr Freeze’a 🙂 DCUO całkiem fajne, tylko casualowanie ma jeden minus, znalezienie ogarniętej grupy na trudniejsze alerty może zająć chwilę.
rmz –> wypadają losowo w instancjach, ale needować możesz tylko na “swoje” itemy, więc z rzadka zdarza się awantura – plus podczas procesu zbierania reputacji i justice points w zasadzie oglądasz pełne loottables wszystkich bossów po kolei, a sprzęt jest wyrównany walcem (z jednego bossa bracery +246 Sta, +252 Str, +112 mastery, +48 dodge, socket, z drugiego bossa bracery +246 Sta, +252 Str, +48 mastery, +112 dodge).
Ogólnie na dobry przedmiot na dany slot masz ze 3-4 opcje, z epikiem na końcu reputacji i potencjalnymi epikami z AH/za valor points.
W każdej instancji (normal/hc) jest kilka mobów które mają 0,1 % na drop epica bwe (bind when equiped). Dodatkowo każdy mob w lokacjach cata (world drop) ma 0,01 % na taki drop.
Gram hunterem i 4 razy taki drop widziałem. Powiem jedno chamstwo ludzi nie zna granic. Nie da się needować nie swojego itemu? Owszem ze się da a lekarz szaman to najczęstsza pazerna hiena i przekleństwo hunterów. Przykład dropi epic neck +190 agila kto needuje? Ja (hunter), rogal (zupełnie zrozumiałe) i … nno właśnie lekarz szaman. Na pytanie dlaczego dał needa odpowiada bo potrzebuje na offspeca. Po czym wygrywa rolla wychodzi z party i leci sprzedać item za 10-21k golda (zależnie od servera). Udało mi się wygrać nogi 359 pomimo needa lekarza szamana z czego jestem dumny bo musiał bym wydać na nie 20k golda albo 1200 Valorów. Podobnie w mojej obecności zrobił retri paladyn needując na necka z intem. Szczytem wszystkiego była akcja tanka wariora poleciał epic ring z siłą zapytał się wszystkich “all set greed?” wszyscy wyrazili aprobatę daliśmy greeda po czym pytający dał need wygrał rola i wyszedł z party. Od tej pory robię insty tylko z gildia.
Masakrycznie zmieniają się kursy po wakacjach, kiedy wracałam dwa lata temu z Wielkiej Brytani to za funta płacili 4zł…
Powiedzcie, czy Wow można płacić też paysafecard czy tylko kartą kredytową? Bo w sumie wiem, że na zachodzie chętnie się płaci prepaidową kartą kredytowa,ale nie mam pojęcia, jak to u nas wygląda :-)?