Sprytno to sobie Microsoft wymyślił. Poszerzyć grupę docelową o dzieci i kobiety. Kto za to zapłaci? Zagraceni tatusiowie…

Dzisiejsza prezentacja MS była skierowana do przedszkolanek, opiekunek, KOwców na koloniach i żon-wychowujących-dzieci-w-domu. Czemu TWOJE dziecko ma leżeć rozwalone na kanapie z padem jak może dla zdrowia poskakać i pomachać witkami przed telewizorem…?

Fajne, fajne, podoba mi się. Jak zwykle wszystko zależy od softu, który się da wykrzesać z szarości komórek developerów. Kinect przypomina mi iPhona. Nowa, dopracowana płaszczyzna komunikacji z użytkownikiem, która aż prosi się o kreatywne wykorzystanie.

Naturalną sprawą są tutaj dyskusje hardkorowców (odkładamy bowiem na bok oczywisty zalew dziecięcych gier dla grupy docelowej +11) jak Kinect przełoży się na gry a nie wirtualne zabawki. A konkretnie na rzeczy dla koneserów.

Nie widzę tego na pewno jako podstawowego i dominującego kontrolera. Gry w jakie grają faceci z jajami czyli shootery są zrobione pod pada, który na szczęście w przypadku X360 leży dłoni jak dobrze spasowana giwera z normalnie wyprofilowanymi spustami. Pozostaje problem celowania, który spada na naszą część ciała zwaną kciukiem.

Jaką alternatywę może nam dać Kinect? Taką giwerę, jaką światu gitarę dał Guitar Hero? To by nie było głupie może, byle moje ruchy ograniczyły się do kiwania na kanapie. Nie wyobrażam sobie odsuwania stolika i robienia miejsca pod jakieś skakanie przed telewizorem. Ale być może liberalna polityka kredytowa pozwoliła milionom Amerykanów zakupić domy tak duże aby starczyło miejsca na rodzinne wygibasy w promieniach Xboxa. Tak czy siak, siedzenie na dupsku i celowanie w stronę ekranu z plastikowego kałacha bujając się po kanapie nie brzmi źle.

Ale zaraz, przecież to miał być kontroler bez kontrolera…

Koło się zamyka. Zostajemy z gołymi rękami. Żadnych kałachów. Żadnych gadżetów. Tylko to, co jest POD RĘKĄ na ekranie. I tu widzę już grę, którą kupuję z marszu razem z Kinectem: Condemned3. Mam nadzieję, że fani jedynki i dwójki zgodzą się, że to by było mocne przeżycie – zagrać trójkę zrobioną pod ten gadżet. Zero ammo, pędzi na nas naćpany mięśniak, rwać rurkę ze ściany czy łapać butelkę ze stołu. I ten klimat. Biorę w ciemno!

Ale co do większości gier – patrząc wstecz na te, w które grałem przez ponad 2 lata na X360 – nie widzę na dzień dzisiejszy innego zastosowania niż minigierki wsadzone w padem podawane levele. QTE, które sygnalizuje wyraźnie graczowi odłożenie pada i przejście do fazy Natala… tfu…. Kinecta. To co widziałem dzisiaj na E3 – dwóch lamusów zbierających wiszące w powietrzu monety na jakiejś platformie. Dzieciniada, ale ja już miałem przed oczami klasykę filmów akcji czyli walkę na dachu pociągu gdzie na zmianę unikasz rzucanych przedmiotów i rozpruwasz nożem flaki kolejnemu oponentowi na drodze do lokomotywy.

To by było dobre. Wracam skończyć RDR. Póki co zwykłym padem…

m.