Nowa, wspaniała dziedzina gier komputerowych, czyli gry muzyczne, eksplodowała niebywałym błyskiem dwa lata temu, i całkiem mnie pochłonęła. Od czasu Guitar Hero II gram we wszystko, w co się tylko da, szlifując swój kuglarski skill grania na plastikowej gitarze, zresztą łatwo stwierdzić to, co potrafię, na podstawie mojego gamercarda.
Nie zmienia to jednak faktu, że po dwóch latach biznes się kończy. Wszyscy przewidywali, że MTV Games (producent Rock Banda) oraz Activision (producent Guitar Hero) wejdą do panteonu największych muzycznych wydawców świata i przez dwa lata nawet się na to zanosiło. Ale rok 2010 przyniósł smutny koniec waleniu w plastikowe bębny: rok do roku rynek gier muzycznych skurczył się o 75 procent, i to mimo znakomitego Guitar Hero: Warriors of Rock oraz Rock Band 3. Granie na udawanych instrumentach zanim stało się hip, przeskoczyło w regiony passe i raczej już stamtąd nie wróci – jeśli keytar z Rock Band 3 nie mógł przywrócić dawnej chwały, to już nic nie da rady.
Jest mi smutno z tego powodu, bo od dwóch lat gram w każdą grę z plastikową gitarą i nawet miałem napisać poradnik jak sobie z nią radzić, ale jak widzę już jest za późno. Co tylko potwierdza, jak szybko zmieniają się trendy na rynku gier komputerowych, i jak szybko można się z tego rynku zawinąć, niemalże pięć minut po szczytowaniu.
Ale i tak pogram sobie czasami Freebirda na expercie w Guitar Hero II. Jest coś magicznego w tym kawałku.
Po prostu rynek został przesycony 🙂 Zaczęto ładować ile wlezie, nie było roku bez nowego GH albo Rock Banda. Nie dziwne, że ludzie mają dość.
Ja w piątek właśnie wysłałem swoją gitarkę razem z GH3, teraz oszczędzam na PSP :]
Próbowałem polubić grę ale nie wyszło. Cóż, bywa. Jak z grami FMV, było i przeszło. Słuchać muzykę lubię ale bycie “na drugiej stronie” to nie to co lubię.
Plusem jest uciszenie się trolli smęcących o nauce na prawdziwej gitarze. Uff, choć jedna wojenka w internecie która się zakończy.
Już się zakończyła z premierą Rock Banda 3, w którego da się grać na prawdziwej gitarze, i który sprzedał się tragicznie jak na razie. Czekam na mocne przeceny, a potem sobie kupię, to pewnie już ostatnie podrygi tych zabawek.
Według mnie, producenci tych gier po prostu niezbyt trafnie rozpoznali rynek i bali się pójść na całość. Miłośnicy rocka, szczególnie jego ostrzejszych i cięższych odmian generalnie w dupie mają składanki. Na początku oczywiście taki patent działał, no bo nowość. Bardzo dobrym pomysłem były GH poświęcone konkretnym kapelom. Gra z Metalliką to strzał w dziesiątkę, natomiast Guitar Hero Van Halen czy Aerosmith okazały się niewypałami, bo te kapele nawet w Stanach nie wzbudzają już wielkich emocji. W każdym razie nie wśród jednak dosyć młodego targetu konsolowego. Zamiast wydawać gry z zespołami i gatunkami będącymi na topie, zaczęto niepotrzebnie grzebać w muzycznej prehistorii, która interesuje bardziej czterdziestoparolatków. Gdyby poszczególne edycje Guitar Hero i Rock Bandów skupiały się na aktualnych killerach, a nie dinozaurach, na określonych gatunkach (fan thrashu w nosie ma jakichś brytoli kopiujących Stonesów, i na odwrót, dzieciaki z grzywkami srają na Slayera), wtedy pewnie serie miałyby długi żywot. Ale tak to często bywa, kiedy robi się grę dla każdego. Mydło i powidło można wciskać niezorientowanym albo kolesiom słuchającym Zetki.
Mysle ze gatunek zostal zabity przez niebieskie kolnierze.
Urżnęli kurze złote jajca.