O tej grze chciałem napisać już od pewnego czasu, bo jest unikatowa i właśnie wyszła na pecety (a wiem, że czytają nas nie tylko xboxowcy). 

Koncept jest przedziwny, bo zakłada, że gracz nie chce wcale atakować, tylko przede wszystkim uciekać, a do przemocy posuwa się jedynie w uzasadnionych przypadkach i tylko, gdy jest przyparty do ściany. Przyznaję, że w pierwszej chwili w ogóle tego nie łyknąłem – jak to, gra o uciekaniu? Nie cierpię zwiewać! Ale potem przekonałem się, że to kapitalny kawał softu, o ile tylko człowiek uwolni się trochę ze starych przyzwyczajeń mówiących, że wszystkich przeciwników trzeba odstrzelić.

mirror_scr1

Czekam na moda zdejmującego te nietwarzowe spodnie

Do rzeczy jednak – gra się niejaką Faith, laską zdecydowanie zbyt filigranową na to, co wyprawia, a wyprawia rzeczy, po których każdy szanujący się parkurowiec musiałby udać się na czteroletnią rehabilitację kolan. Parkurowiec, czyli yamakasi biegacz po ścianach. Śmiga się więc po dachach budynków, skacze z 40 metrów i ląduje z przewrotem, tupta po ścianach, robi walljumpy, czyli ogólnie wszystko, co światu gier komputerowych pokazał już nieraz niejaki Książę. Do tego jest jeszcze taki dość skromny moduł walki wręcz, opierający się przede wszystkim na kontrach i gra gotowa.

Tylko że spójrzmy prawdzie w oczy: taka gra byłaby dosyć słaba i nudna, dlatego autorzy zrobili dość odważny skok w przepaść i postanowili pokazać akcję oczami Faith. Każdą akcję. Kamera ani na moment nie opuszcza jej głowy, a wszystko dzieje się tak cholernie szybko, że ktoś nieprzyzwyczajony do fppów może mieć lekko słodko w ustach. Do tego 70 procent czasu gry spędza się na wolnym powietrzu, co oznacza dachy wieżowców, łażenie po parapetach 300 metrów nad ziemią i takie tam. Muszę przyznać, że robi wrażenie, ale nie mniejsze niż pogonie i ucieczki we wnętrzach – na przykład ta, w której śmiga się na dachu metra. Odgłos nadjeżdżającego pociągu i następujące ułamek sekundy później huknięcie dobrze obrazują z jaką prędkością jeździ to cholerstwo. Oraz z jaką prędkością należy grać, a należy grać SZYBKO.

Parkurowe triki da się łączyć w sekwencje, co oznacza, że daną trasę można przebyć szybciej lub wolniej. Na tym koncepcie zbudowany jest moduł wyścigowy gry, oczywiście w necie już koszmarnie shakowany i nie ma po co patrzeć na wyniki bunnyjumperów wykorzystujących mechanikę gry, żeby urwać po kilka sekund na każdej trasie. W każdym razie śmiga się po tych dachach na czas i to pokazuje najlepiej, jaka jest ta gra: to w zasadzie wyścigówka, w której zamiast fur i zakrętów jest laska i parapety. Jeśli ktoś lubi się ścigać, w Mirror’s znajdzie całkiem srogie wyzwanie. Być może nie ruszy nawet wątka fabularnego (który mi się bardzo, ale to bardzo podobał), ale za to ostro pobiega.

Klasyczny film z rozgrywki (lekki spoiler, koleś robi speedruna przez drugi etap, więc jak chcecie zagrać, to patrzcie tak z umiarem) nieźle pokazuje, o co w grze chodzi.

A tutaj megarotfl dnia, czyli ktoś wykombinował, jak wyjąć z głowy Faith kamerę i posadzić jej za plecami. Przeżenada 🙂