Mój ośmioletni już młodziak (trochę ten czas leci) zaczął się bawić w przeglądarkowego Minecrafta. Wcześniej długo mu tłumaczyłem, że Minecraft nie ma prawa działać w przeglądarce i wyszedłem na błazna, bo jak się okazało autor gry postanowił upublicznić wczesną wersję gry, w której w zasadzie nie da się nic robić poza budowaniem. Żadnych zombiaków, żadnego cyklu dnia i nocy, żadnego sejwowania (o ile się nie jest użytkownikiem premium) – czyste stawianie klocków jeden na drugim, względnie ich wyburzanie.

Jasiek siedział nad swoim trójwymiarowym modelem domu dobre dwie godziny. Wybudował kilometrowe korytarze ze szkła, schody na dach, a na dachu potężną basztę z blankami, z której rozpościerał się widok wszędzie naokoło. Pod ziemią wykuł kilka pokoi, które zapełnił teksturami przypominającymi książki – jak twierdzi, są to jego biblioteczki. Podczas swoich wykopalisk udało mu się nawet dokopać do lawy, ale jako że gra w wersji przeglądarkowej jest stuprocentowym sandboksem, w którym nic się nie może wydarzyć, tylko go to nastroiło pozytywnie i nakłoniło do wybudowania całkiem przyjemnego dla oka podziemnego lawowego jeziorka. Też bym chciał takie mieć w piwnicy.

Do tej pory nie miałem pojęcia, czym można się ekscytować w Minecrafcie i czemu ludzie właściwie budują te wszystkie rzeczy z przerośniętych, trójwymiarowych pikseli. Teraz już wiem – dynamika poruszania się postaci i łatwość kreacji sprawiają, że wybudowanie potężnej baszty nie sprawia najmniejszych trudności nawet ośmiolatkowi. Chylę czoła przed autorem Minecrafta, bo sprzedanie tak prościuteńkiego pomysłu w tak przeciętnej oprawie (ale i o tak wielkiej wygodzie) to spora sztuka. Aż chyba zainwestuję w prawdziwego Minecrafta dla Jaśka.