W chwili zapowiedzi daty premiery nowego Fallouta Bethesda ogłosiła też wypuszczenie smartfonowego free-to-playa pod tytułem Fallout Shelter i wypuściła go dosłownie chwilę później. Gra dostępna jest na razie tylko na system iOS i aktualnie rządzi w najbardziej prestiżowym rankingu top grossing (czyli najlepiej zarabiających gier). Sprawdziłem, co to takiego i czy da się w to grać.

Zasadniczo, jeśli jesteśmy klasycznymi graczami, to grać się w Fallout Shelter za bardzo nie da. To gra poprzetykana pauzami i – co na f2p bardzo dziwne – pauzami, z którymi trudno cokolwiek zrobić. Ale o tym za chwilę.

W Fallout Shelter zostajemy nadzorcą schronu atomowego dla początkowo kilku osób. Budujemy nowe pomieszczenia, przyporządkowujemy do nich mieszkańców i staramy się generować trzy surowce: jedzenie, wodę i prąd. Prąd zasila pozostałe pomieszczenia, a bez jedzenia i wody nasi mieszkańcy zaczynają być coraz smutniejsi. Dość oczywisty mechanizm. Każde z pomieszczeń produkuje swój surowiec w określonym tempie, ale możemy produkcję przyspieszyć.

O dziwo nie przyspieszamy jej za prawdziwe pieniądze (co stanowi fundament gier f2p tego typu), a jedynie klikamy na odpowiedni przycisk i trzymamy kciuki, żeby się udało. Jeśli się nie uda: wybucha pożar albo pojawiają się zmutowane karaluchy i nasi mieszkańcy muszą sobie z tym zagrożeniem poradzić.

Żeby nie było zbyt klaustrofobicznie, można wysłać dowolną liczbę mieszkańców na wyprawę poza schron, ale po pierwsze należy pamiętać, żeby odpowiednio ich ubrać i uzbroić (każdy mieszkaniec ma jeden slot na ubranie i jeden na broń), a po drugie – żeby w stosownej chwili wydać im rozkaz powrotu. Ja swoją dwójkę wysłałem wczoraj wieczorem i dzisiaj rano czekały na mnie dwa nagrobki. Oczywiście to pogodna i pozytywna gra (wbrew tematyce), więc w zamian za pieniądze mogłem oboje przywrócić do życia.

Z wypraw mieszkańcy znoszą najrozmaitszy sprzęt oraz kasę, więc warto ich na nie wysyłać. Warto również wypełniać króciutkie zadania, których zawsze mamy trzy pod ręką i które dotyczą życia naszego schronu. A to trzeba zebrać 100 jednostek prądu, a to sprzedać ileś ciuchów – w zamian dostajemy pieniądze, ale też pudełka śniadaniowe, które zawierają kilka kart (gwarantowana jedna rzadka lub lepszej jakości). Karty oznaczają dodanie do naszego schronu surowców, kasy, a często też sprzętu i postaci. Ciekawa sprawa: za prawdziwe pieniądze daje się w Fallout Shelter kupić jedynie pudełka śniadaniowe, nic innego. Kupujemy zatem kilka kotów w worku z gwarancją, iż jeden z nich będzie miał grubszy ogon niż pozostałe. Ludzie kochają hazard.

W miarę rozwoju schronu trafia do nas coraz więcej ludzi, dzięki czemu możemy budować nowe pomieszczenia, ale na skutek czego musimy też produkować coraz więcej surowców. Czyli musimy ogarniać schron na coraz wyższym pułapie. Nie wiem, czy gra się kończy, ale byłoby głupie, gdyby się kończyła.

Generalnie Fallout Shelter dobrze się nadaje na krótkie posiedzenia na przystanku lub w miejscu, w które król chadza piechotą. Dla gry f2p nie ma lepszej rekomendacji.